Menel, wyraźnie rozpogodzony, uśmiechnął się szeroko, demonstrując zdecydowanie niekompletne uzębienie.
- Aye, kierowniku! - rzekł, po czym ruszył zarazem chwiejnie i pewnie przed siebie. Chwiejnie, bo lata alkoholizowania odbiły się solidnie na jego układzie nerwowym i równowadze. Pewnie zaś, bo mimo tego kroczył w obranym przez siebie kierunku, jak wstrząsany sztormami okręt, prący niestrudzenie w stronę portu.
Kilka uliczek, kilka zakrętów dalej i wreszcie zatrzymał się pod drzwiami niezbyt zachęcająco wyglądającej karczmy. Zawahawszy się na moment, otworzył drzwi, przestąpił próg i rozejrzał się po pomieszczeniu. Na szczęście, alkohol nie odebrał do reszty wzroku jego kaprawym ślepiom, toteż zauważył obiekt swoich poszukiwań. Pociągnął półdemona za sobą, prowadząc go w stronę stolika, przy którym siedział włamywacz.
Włamywacz okazał się rudowłosą elfką, lustrującą bezczelnie przybyszy. Wykrzywiwszy z niesmakiem kształtne usta, spytała, zanim ktokolwiek zdążył się odezwać:
- No i co tu tym razem przyprowadziłeś, Coney?
- Klienta, madam. - odpowiedział pozornie niezrażony menel, aczkolwiek chwilę później zrejterował, pozornie zobaczywszy starego znajomego, a w praktyce, chcąc opuścić to pomieszczenie.
- Klienta, powiadasz. - mruknęła pod nosem. - W jakiej sprawie?
"Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I nigdy dość, i nigdy tak, jak tego pragnie ów, co kona!...
I znikła treść — i zginął ślad — i powieść o nich już skończona!"
~ Bolesław Leśmian "Dziewczyna"