Chłopak odruchowo dusił w sobie gniew. Tego właśnie nauczył się przez szesnaście lat obcowania ze źródłem swojej choroby - mizofonii. Ta emocja jednak nie była jak poprzednie. Tak silna, że nosiła go od środka i paliła umysł nierealnym złem. Sam nie wiedział co wzbudzało te uczucia. Podszedł do ściany nocy i uderzył w nią mocno pięścią. Jeszcze nigdy tego nie zrobił - nigdy nie wyładował wewnętrznego napięcia.
Gęsta ciemność przyjęła cios jak kamienna ściana. Puste, głuche echo rozniosło się po nieskończoności i wymieszawszy z niepokojem i mrokiem zaległo w otchłani w postaci niebytu. Nic, nawet dźwięk, nie był w stanie istnieć w ciemności, a raczej Ciemności.
Chłopak uczuł w palonym gniewem sercu kroplę pozytywnego uczucia. Była chłodna i kontrastowała z gorejącą złością, przyjemnie kojąc duchowy ból.
Była to radość - radość z tego, że od Ciemności dzieli go ściana.