Snajper
Krwawe bitwy stoczyć musi,
Nie podejdzie, nie udusi,
A gdzieś z dachu cicho strzeli,
Broniąc to wciąż swych nadzieji,
Że do domu wróci kiedyś,
Że już będzie tak jak niegdyś.
Skupiając swe oko ciągle,
Czeka chwilę, strzela nagle,
Huku nie ma, a trup leży,
Nowoczesną bronią mierzył.
Idzie drugi, już nie żyje,
Snajper z dachu go wykryje,
Idzie trzeci, czwarty z rzędy,
Celownik jest wciąż przypięty,
Mierzy okiem bystrym, czarnym,
Bierze wdech i trzy wystrzały,
Chłop za chłopem krwawi z klatki,
Snajper zbiera swe manatki,
Pędzi. Odwrót! Jak najprędzej!
Wojsko wbiega, szuka wszędzie.
Jak się cieszy, że po wszystkim,
Cel nie żyje, bierze whisky,
I na zdrowie, łyk za łykiem,
Później ściąga tłumik z zgrzytem,
Broń już stara, zerdzewiała,
Mimo to dobrze się spisała.