Wstęp:
Piszę ten wypocinowy blok tekstu, bo mam w moim regionie fajny konkurs, to myślę, można by co wyskrobać. Łapcie. Może to rozwinę, dodam że pisane pod wpływem muzyki, więc mogą wystąpić nieoczekiwane zwroty akcji. No i jak kiedyś chyba Infernal powiedział czy napisał, a może i kto inny - jak ma się wenę, to trzeba pisać do wyczerpania jej zasobów.
A więc, przemierzając skuty mrozem szlak między Adudae a Atar-beleg, zakapturzony elf o imieniu Eler nucił cicho jedną z jego rodzimych pieśni. Płatki śniegu raz po raz wpadały mu to w jego długie rzęsy, lekko wychylające się spod ostrej krawędzi lnianej szaty z kapturem, ręce schowane w długich, głębokich kieszeniach co jakiś czas otrzymywały lekką dawkę mrozu z lodu osadzającego się na płatach ubrania, a czubek nosa był lekko zaczerwieniony mimo jego jaskrawożółtej karnacji.
Stopniowo delikatnie kontrolował poślizg po wilgotnej, pokrytej lodem drodze, i starał się za wszelką cenę nie przewrócić. Drzewa słaniały się, niczym poobdzierane ze szmat żebraczki, tak bardzo gołe, jakoby - skore do płaczu z powodu braku swego okrycia, swych setek małych listków, które były niczym ich dzieci...
Zasmucił ten widok elfa, który powoli zwalniając kroku i rozglądając się po smutnych drzewach, wyjął zza pazuchy mały flecik. Był on wykonany z drewna drzewa wiśniowego, zdobiony, z kilkoma otworami dzięki którym można było pięknie grać, o ile miało się umiejętności. Zamknął oczy, i zatrzymawszy się, wdmuchnął delikatnie powietrze do fletu. Wnet rozbrzmiał dźwięk podobny do piania koguta, jednakże cichszego znacznie, i łagodniejszego. Dźwięk z kolei podnosił się co raz, to i upadał. Dążył jednak do utrzymania się w stałej swej wartości, i postanowił nie poprzestawać na jednym dźwięku, który przeto urozmaicał eskapadą innych różnorakich barwnych odgłosów.
Elf zaczął delikatnie się poruszać na boki, żwawo poruszony muzyką która wydobywała się z instrumentu, i począł tańczyć. Skoki, hece, obroty i klekotania obcasami - napawało go to niesamowitą energią, chęcią czynienia dobra. Elf uśmiechnął się od ucha do ucha grając na flecie, i dął jeszcze mocniej, aż w końcu poprzestał, zatrzymał się...
Spojrzał raz jeszcze na smutne drzewa - i odszedł w kierunku do którego zmierzał.
<wena zanikła, łapcie na razie tyle. to sie zaktualizuje, zobaczyta>