Prolog
Była noc, ciemna jak ciało Withera. Nikogo nie widać. Księżyc zagląda przez okna śpiących podróżników, górników a nawet wojowników. Wszyscy spokojnie śpią w swoich kanciastych czerwonych łóżeczkach, oprócz paru strażników doglądających bezpieczeństwa wioski zwanej Kanciastą Doliną.
Każdej nocy, strażnicy mają nie mały orzech do zgryzienia. Tym "orzechem" są moby...wyłażące ze swoich ciemnych nor, każdej nocy napadają każdego kto im się nawinie.
Tej nocy było podobnie, stojący na wieży strażnik uzbrojony jedynie w kamienny mieczyk nagle słyszy niespodziewany huk. Ogląda się w stronę tego wybuchu i widzi wielką dziurę w murze i wylatującego w powietrze kolege. Nim zdążył zabić w wielki również kamienny dzwon, poczuł ogromny ból w okolicach serca.
-Mo...mo Moby -wykrzyknął ostatkami sił i runął na ziemię.
~Podobało się? Niedługo pojawi się kolejny rozdział (jeżeli wam się nie spodoba to oczywiście nie będe kontynuował). Poświęciłem na to opowiadanie nie mało czasu więc proszę byście docenili moją prace.
A teraz takie małe pytanko, jak myślicie jakie rodzaje mobów były w tekście?