Minecraft: Herobrine I - Początek.
Obudziłem się w łóżku. Obok spał pies Borys i kocica Matylda.
Zjedliśmy śniadanie, a ja jak zwykle do kopalni. Pożegnałem się z nimi, także ze smokiem.
Wziąłem kilof i zszedłem do podziemi. Nagle za mną pojawił się zombie!
Wyciągnąłem miecz i czekałem kiedy by tu uderzyć.
Zombie stało i patrzyło na mnie. Nie próbowało mnie ugryźć, ani zaatakować. Było przytomne. Okrążyło mnie i poszło do jakiejś jaskini.
Obok mnie spokojnie przechodziły szkielety. Widziały mnie ale nawet nie napinały łuku.
-Co jest? Śnię?
Wykopałem sporo węgla i zamierzałem wyjść z kopalni.
Wtedy zobaczyłem pająka. Popatrzył na mnie i wszedł na ścianę.
-Aaaaa! To niemożliwe, co się z nimi dzieje! Pewnie jeszcze śpię! Albo to świadomy sen...
Uszczypnąłem się. Mocno.
To nie był sen.
Wyszedłem z kopalni.
Wszedłem do domu po mapę i wyruszyłem na wędrówkę.
Wędrowałem długo, aż doszedłem do wioski.
Zapadł zmrok więc postanowiłem schować się w domku jednego z nich.
Przez okno zobaczyłem wielkiego, żelaznego stwora - obrońcę wioski.
Przechodził obok zombie, i nie zabijał ich.
Odwróciłem się, zobaczyłem creepera...
Zanim zdążyłem zareagować przemówił!
-Nie powinniśmy stosować przemocy wobec siebie, skoro jest większe zagrożenie...
Odszedł.
Nie rozumiałem kompletnie o co mu chodzi.
Zobaczyłem łóżko w chatce więc się przespałem.
Obudziłem się. Wyszedłem na zewnątrz, ale to nie był sen, żaden potwór nie próbował mnie atakować.
Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok.
Osobnik w niebieskiej koszulce, granatowych spodniach oraz białych, pustych oczach przyparł mnie do ściany skalnej.
Poczułem że się duszę. Kiedy już myślałem że stracę przytomność coś tak mocno uderzyło w tajemniczego osobnika tak mocno że poleciał w stronę skały i odbił się od niej.
To był wielki czarny, chudy stwór, z którym kiedyś walczyłem.
-Uciekaj. - Powiedział a następnie zniknął.
Wstałem i szybkim krokiem wróciłem do domu.
KONIEC CZĘŚCI I
Minecraft: Herobrine II - Magia.
Poszedłem do swojego domu. Nakarmiłem pupilków i zacząłem rozmyślać.
-Czemu ten wielki czarny stwór mnie uratował i mówił?
Postanowiłem się wyposażyć na wszelki wypadek gdybym miał walczyć z tajemniczym osobnikiem.
Założyłem zbroję wykonaną z żelaza. Dobyłem ze skrzyni miecz wykonany z diamentu.
-Przyda mi się też łuk, oraz kilof i łopata. Na wszelki wypadek wezmę też siekierkę.
Do tego przyda się jedzenie.
Ale czegoś mi brakowało...
-Może osadnicy wymienią mi coś na coś.
Wziąłem pięć szmaragdów i wsiadłem na smoka.
W pełni prawie wyrośnięty smok może sprawi, że osobnik zastanowi się trzy razy, zanim się na mnie rzuci.
Poleciałem na nim do wioski. Smok wylądował i poczekał na mnie obok wioski.
Ja wszedłem do domu jednego z nich. Wręczyłem mu szmaragd. Ten wyjął z biblioteki książkę.
Miała skórzaną oprawę, lekko mieniła się i napisy na niej świeciły.
Otworzyłem. Były tam napisy których nie rozumiałem.
Wyjaśnił że kiedy położy się narzędzie lub zbroję na kowadle, obok książkę i mocno uderzy młotem, przedmiot stanie się... magiczny.
-Super, warto wypróbować.
Pobiegłem do kowala. Poprosiłem o młot. Zrobiłem tak jak mówił osadnik.
-Miecz tu... tu ta książka.
Gotowe. Teraz uderzyłem mocno młotem.
Oślepiło mnie światło. Osłoniłem oczy.
Kiedy blask zniknął spojrzałem na kowadło znowu.
Pojawił się mój miecz, ale lekko iskrzył się i błyszczał na fioletowo.
Bibliotekarz zgodził się wręczyć mi niezwykłą książkę zaklęć za pozostałe cztery szmaragdy.
Powiedział że cena jest warta tej książki, można nią zaklinać do woli na najlepsze zaklęcia.
Zgodziłem się. Otrzymałem książkę. Otworzyłem. Fruwały w niej litery, a te napisane na niej iskrzyły się.
-Każda strona to inne, mocne zaklęcie. Używaj mądrze. - Powiedział.
Spytałem jeszcze jak jej używać.
-Włóż przedmiot między strony księgi. Zamknij ją i przyciśnij. W przypadku zbroi przyłóż księgę do zbroi i przyciśnij. Zaklęcie wsiąknie w zbroję.
Podziękowałem, pożegnałem się
Powróciłem na smoku do domu.
Chciałem zakląć moją zbroję, ale nie wiedziałem na jaką stronę otworzyć.
Nagle z jednej ze stron znalazłem starą pożółkłą kartkę.
Były tam litery z tej książki przetłumaczone na nasze.
Niezrozumiały alfabet tej książki przetłumaczony na nasz.
Otworzyłem księgę na stronie domyślnej.
Dukając wreszcie przetłumaczyłem napis główny.
-Z...ee... a już wiem.. ZA...KL...ĘCIE. ZAKLĘCIE OGNIA oraz rzymskie II
Przetłumaczyłem w końcu.
Zaklęcie ognia? O co chodziło?
Przetłumaczyłem kolejny napis.
-Zaklęcie działa na miecze. Włożyłem miecz i przycisnąłem.
Teraz mój miecz iskrzył mocniej. Zaklęty na OGIEŃ.
Szukałem dalej. Przetłumaczyłem napis. Było napisane ODRZUT II
Następne. Mam nadzieje że trafi się na zbroję.
Szukam... Sprawdzam.
W końcu trafiłem na takie coś:
CIERNIE III.
Zaklęcie działa na zbroje, aczkolwiek tylko na napierśniki.
Przyłożyłem do napierśnika, przycisnąłem. Zbroja rozbłysła i zajarzyła się. Lekko świeciła na fioletowo, a z niej nagle wyrosły kolce.
Ostre, cienkie i wytrzymałe.
-To o to chodziło w cierniach...
KONIEC CZĘŚCI II
Minecraft: Herobrine III - Spotkanie
Cały wieczór szukałem odpowiednich zaklęć. Kiedy już miałem całą zbroję magiczną oraz bronie przyszedł czas na łuk.
Znalazłem dwa zaklęcia.
NIESKOŃCZONOŚĆ I
Działa na łuki.
oraz
PŁOMIENIE II
Działa na łuki
Po zaklęciu łuku postanowiłem go wypróbować.
Wyszedłem na zewnątrz i ustawiłem sobie pień jako tarczę.
Wziąłem jedną strzałę do kołczanu i wystrzeliłem. Strzała po wystrzeleniu zaczęła się iskrzyć i podpalała się.
O dziwo znalazłem jeszcze jedną strzałę w kołczanie.
-Przecież wziąłem tylko jedną...
Za każdym razem kiedy wystrzeliłem strzałę, strzała ta ,,odrastała'' w kołczanie.
-To o to chodziło w tych zaklęciach...
Nagle zobaczyłem osobnika o jasnoniebieskiej koszulce, granatowych spodniach i białych oczach.
Wystrzelił do mnie z łuku.
Strzała połamała się na cierniach i nie zrobiła mi krzywdy.
Rzucił się na mnie.
Wyjąłem miecz.
Był szybszy i zaczął atakować. Im natarczywiej atakował tym bardziej rozdzierały go ciernie.
W końcu uderzyłem go mieczem. Zaiskrzył i podpalił przeciwnika.
Poza tym uderzony mieczem odrzuciło go aż na skałę.
-Zaklęcia działają!
Osobnik uciekł w stronę wody aby ugasić płomienie które go paliły.
Kiedy już wyszedł z wody napiąłem łuk i wystrzeliłem.
Płonąca strzała szybko podpaliła go z powrotem.
Osobnik zagasił się i uciekł w las.
KONIEC CZĘŚCI III
Minecraft - Herobrine IV - Walka!
Wróciłem do domu po smoka aby śledzić osobnika.
Smok natychmiast wywęszył go w lesie.
Lecieliśmy nad nim, czego on nie wiedział.
W końcu zaczęło wschodzić słońce, wtedy zobaczył że pada na niego olbrzymi cień.
Spojrzał w górę.
Ujrzawszy smoka spanikował i biegł jeszcze szybciej.
W końcu wszedł do jakiejś jaskini.
Smok wylądował a ja zsiadłem.
Doszedłem do wejścia i osłupiałem.
Było tam mnóstwo kodów i szyfrów, 10 przycisków które otworzą potężną bramę.
Jedno potężne zamachnięcie kolczastym ogonem smoka i brama legła w gruzach.
Wszedłem do niej i zobaczyłem różne pokoje.
Jeden z nich zamiast drzwi miał żelazne kraty zamknięte na klucz.
Na kartce pisało:
,,Pokój klonowania''.
-Czyli ten gościu klonuje sobie niezłą armię. Wątpię czy ktoś by się w to wmieszał, nawet ,,bezmózgie'' zombie go unikają.
-Jeśli już kogoś klonuje to tylko jakieś roboty czy co.
Wyważyłem drzwi. Był tam dziwny stwór, był straszny, popatrzył na mnie jasnożółtymi oczami i spanikowałem bo wyglądał nadzwyczaj dziwnie i wydawał się straszny.
Uciekłem w panice. W końcu zobaczyłem coś co przypominało dźwignię do zamykania drzwi w korytarzu, pociągnąłem ale nic się nie stało.
Ponieważ stwór był blisko uciekłem. Wtedy coś wybuchło i rozsadziło korytarz.
-Pewnie ,,ostatnia nadzieja''. Jeśli drzwi zawodzą to ustawił bombę którą aktywuje w sytuacji zagrożenia''.
Serce biło jeszcze w przyspieszonym rytmie ale wszystko było dobrze.
Pozbawiłem go - mam nadzieję - pierwszego stwora. Utrudniłem mu pracę.
Wyszedłem i zobaczyłem coś co pozbawiło mnie nadziei.
Było tam coś w rodzaju pola bitwy, która jeszcze się nie zaczęła.
Były tam wszystkie stwory które chciały pokonać tajemniczego osobnika i...
jego dziwne stwory.
-Herobrine już czeka.
Herobrine? A więc tak nazywa się ten osobnik.
Po naszej stronie było wiele stworzeń.
Były golemy zbudowane z żelaza, Creepery, wielkie czarne stwory o długich kończynach, mnóstwo zombie i szkieletów, pełzała chmara pająków, także tych mniejszych jadowitych.
Nie zabrakło też chmary rybików, były nawet Withery i sporo smoków. Mój smok wydawał się dorosły, ale podług nich to nastolatek.
Nagle mój smok podbiegł do jednego ze smoków.
To była jego mama.
KONIEC CZĘŚCI IV