Późny wieczór, zaczyna padać. Dwaj mężczyźni, jeden ubrany w zielony porwany płaszcz, a drugi w bogato zdobioną koszulę. Pierwszy z nich jest handlarzem mikstur, a drugi nazywa się Eris i jest synem bogatego generała zaprawionego w bojach.
Mężczyzna w płaszczu ciągle wodząc wzrokiem na prawo i lewo pyta.
-Ile mi za nie dziś dasz co?
Eris wyciągając pękający od nadmiaru złota woreczek mówi.
-To jest ostatni... przysięgam ci ostatni raz kiedy coś sobie załatwiam w taki sposób.
Mężczyzna pogardliwie rzuca spojrzenie na twarz młodzieńca.
-I tak przyjdziesz przyjacielu... to już nałóg.
Eris nie chcąc tracić czasu wyrywa towar i oddaje pieniądze bez słowa. Odchodząc odwraca się widząc cały czas patrzącego handlarza.
Po powrocie do domu ojciec siedzący na kanapie zatrzymuje go.
-Dlaczego tak długo cię nie było? miałeś tylko iść po leki dla mnie.
Eris udając zakłopotanego odpowiada.
-Kupiłem ci nowe... o.. innym smaku
Wyganiając Erisa ruchem ręki do pokoju napił się owych leków i zapadł w sen.
Tymczasem w pokoju aktualnie głębokich przemyśleń syna.
-Jeśli wrócę do niego jutro wszystko się wyda... Ale nie umiem sam zrobić takiej mikstury. Jedynym wyjściem jest ucieczka z domu... nie wiem czy będzie mnie szukał ale na pewno nie wyda zbyt wielu pieniędzy jeśli się zdecyduje.
Musicie wiedzieć, że Eris jest wręcz nienawidzony przez swojego ojca, kiedy parę lat temu umarła jego matka kłócą się nieustannie.
Syn kładąc się nie mógł odpędzić myśli o handlarzu, i o tym, że kupił od niego powolną truciznę nasenną.
Następnego dnia, bardzo wczesnego ranka Eris szykował się do ostatecznego wyjścia.
Zastanawiał się jednak...
-Tylko gdzie ja się udam... może do wsi obok, tam znajdę jakąś pracę, lub przynajmniej zatrzymam się w niej.
W drzwiach zatrzymał go służący mówiąc z kaprysem na twarzy.
-Dokąd to pan się wybiera, jeszcze nie poleżał pan w łóżku do odpowiedniej godziny.
Eris jednak wypycha go za drzwi a sam za chwilę znika w ulicznym tłoku.
Po kilku minutach stał już przy zbrojmistrzu prosząc o wydanie wyposażenia.
Błagającym głosem pytał.
-Przecież idę tylko na poranny trening tak? proszę więc o zbroję...
Starszy wojownik patrząc jednak na niego z nieufnością.
-Przecież ty nie chodzisz już na żadne treningi, ojciec twój zakazał mi wydawania czegokolwiek.
Syn tłumacząc się.
-Sam sobie zorganizowałem trening, ojciec nic o tym nie wie.
Zbrojmistrz odpowiadając z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Niech i tak będzie, ja też za nim nie przepadam.
Patrząc na majestatyczne wyjście z wioski Eris już miał wychodzić z miejskiego tłumu ale zobaczył w oddali postać wołającą do niego z uśmiechem.
Koniec cz.1, wiem, że czytanie tego aż rani oczy a wszystko jest nawalone jedno na drugie ale może ktoś będzie na tyle wyrozumiały i da +...
Użytkownik Neviriell edytował ten post 28 December 2015 - 17:16