TAB się popsuł, będzie bez akapitów :P.
Był piękny, słoneczny dzień. Promienie słoneczne biły Alex po oczach. Ziewając, wstała z pokrytego czerwoną pościelą łóżka i powlokła się do kuchni zjeść szybkie śniadanie.
Stwierdziła, że zostało jej jedynie wczorajsze ciasto i musi się udać do sklepu. Zjadła kawałek i wyszła na ulicę. Było strasznie pusto, żadnej żywej duszy.
- Coś tu jest nie tak... - pomyślała. - Może po prostu są gdzie indziej.
Wzruszyła ramionami i udała się do jej ulubionego sklepu. Otworzyła drzwi i rzuciła z uśmiechem:
- Dzień d... - urwała. Warzywa leżały na podłodze, mięso przyklejone do ścian. Kasa ogołocona, zrzucona na ziemię, urządzenia chłodnicze oraz blat leżały roztrzaskane na posadzce. Dziewczyna przeraziła się, pierwszą myślą było słowo „napad".
- Zaraz... Jaki dureń chciałby napadać na taki mały sklepik? - zdziwiła się. Po chwili zaczęła jednak kojarzyć fakty-puste ulice, sklep w ruinie... - Co tu się stało!? - krzyknęła i wybiegła z pomieszczenia. Nawoływała ludzi, nikt się jednak nie odezwał, biegała po dzielnicy, oglądała przez szyby zrujnowane domy... Wyglądało na to, że jedynym nietkniętym budynkiem był jej dom. Chyba...
Pobiegła ile sił w nogach ku swojemu domku. Obraz, jaki tam zastała przyprawił ją o stan przedzawałowy. Jej dom również był obrazem nędzy i rozpaczy. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła silny ból z tyłu głowy. Krzyknęła zdławionym głosem i osunęła się z łoskotem na ziemię. Całe życie przeleciało jej przed oczyma, dostrzegła niewyraźny zarys chodnika, w głowie szumiał jej czyjś głos, jakby odległy, choć brzmiał obok niej, po czym straciła przytomność.
Ocknęła się w ciemnym pomieszczeniu na jakimś materacu. Wszystko ją bolało. Z trudem usiadła i nagle spostrzegła, że... jest w ciężarówce! Pojazd jechał, najwidoczniej gdzieś, gdzie nie było nikogo od zalania dziejów. Ten ktoś, kto zdzielił Alex w głowę, wywozi ją teraz na jakieś peryferie! Chciała łomotać w ściany, wrzeszczeć i uciec, ale była zbyt słaba. Już podźwigniecie się na nogi, sprawiło, że dostała zawrotu głowy i upadła. Znowu poczuła silny ból w tyłach głowy. Ponownie zemdlała.
Koniec części 1 - Ciąg dalszy nastąpi...
Część 2 (będzie dłuższe)
Dopiero teraz spostrzegła, że do ciemnego jak grób wnętrza ciężarówki sączy się światło przebijające przez kraty. Widocznie, gdy ostatnim razem się obudziła była noc. Nie czuła już takiego bólu, jak wcześniej nie licząc głowy. Tą przeszyła wciąż straszliwy ból.
Usłyszała jakieś dźwięki z kabiny kierowcy, więc wstała. Nie osunęła się na ziemię jak poprzednio, ale było jej słabo. Dopiero teraz zrozumiała, że jest głodna. Ale przecież ten psychopata, który ją wiezie, nie da jej nic do jedzenia! Nagle upadła na kolana, ale nie z bólu. Pojazd zahamował gwałtownie. W jej sercu błysnął płomyczek nadziei - może są w mieście - lecz prędko zgasł, ponieważ samo przebywanie w mieście jej nie zbawi. W następnej chwili serce podskoczyło jej do gardła, gdyż wszedł tutaj jakiś obcy jej człowiek - niewątpliwie osobnik płci męskiej.
- Steve. - przedstawił się krótko.
Alex nie odpowiedziała. Było jasne, że to on ją uderzył, a teraz wywozi w czeluści swej psychopatycznej kryjówki, by zakatować ją na śmierć w przerażających maszynach torturujących. Taka przynajmniej była jej wizja. Nie ufała mu, mimo że sprawiał wrażenie sympatycznego. Sądziła, że to pułapka.
- Cześć, jestem Steve. - powtórzył nieznajomy, któremu uśmiech z twarzy nie znikał.
- Czemu mnie wywozisz? Co ci zrobiłam? I co zrobiłeś z moim miastem? - naskoczyła na niego dziewczyna.
- Ja tego nie wiem. - facet wzruszył ramionami, ale na jego twarzy malował się wyraz współczucia i żalu.
- Nie wiesz? Przecież wszystko zrujnowałeś! Uderzyłeś mnie, zamknąłeś jak dzikie zwierzę i wywozisz na tortury, ty Belzebubie!
- Co? - zdziwił się brunet. - Ja? Ja nie zrobiłem nic temu miastu!
- No to kim, do wybuchającego creepera, jesteś?! - zawołała Alex.
- Ja przyjechałem tutaj i zobaczyłem, że tutaj panuje zniszczenie. - zaczął Steve. - Chciałem znaleźć jego przyczynę i szybko temu czemuś zaradzić! Wtedy zobaczyłem Ciebie. Biegłaś. Myślałem, że uciekasz, że to ty jesteś temu winna i nim zdążyłem ruszyć moją tępą łepetyną, zdzieliłem cię motyką. Przepraszam.
- Motyką? Zdzieliłeś mnie motyką?
- Wybacz, jestem strasznie głupi...
- Właśnie widzę... - mruknęła dziewczyna.
- A jak już zemdlałaś, to chciałem cię zawieść do lekarza i wsadziłem Cię tu, bo nie miałem innego pojazdu, a żeby Ci było wygodnie, ułożyłem cię akurat tu, bo tu jest materac i mogłaś wygodnie leżeć. - wyjaśnił.
- WYGODNIE LEŻEĆ! - powtórzyłam jego słowa z niedowierzaniem. - Wiozłeś mnie do szpitala CAŁY DZIEŃ!?
- Ty już w szpitalu byłaś dość dawno. Wczoraj. - odparł obojętnie Steve.
- To teraz dokąd mnie wieziesz? - spytała Alex.
Chłopak wyraźnie się zmieszał. - No... do domu.
- Mój dom jest niedaleko szpitala. Wcale nie musiałeś robić dziesięciu kółek, było to zbyteczne. - burknęła dziewczyna.
- No ale ja Cię nie wiozę do Twojego domu. - mruknął nieśmiało Steve rysując stopą koła na ziemi.
Alex westchnęła. - Ty powalony chamie. Długo jeszcze?
- Nie. - odparł facet. - Jeśli chcesz, możesz się przesiąść do kabiny kierowcy.
- I siedzieć z Tobą w jednym pomieszczeniu? Mówiłeś, że wcale nie wieziesz mnie na tortury.
- Jak chcesz... - mruknął wyraźnie zasmucony Steve, po czym obrócił się na pięcie i począł zmierzać do wspomnianej wyżej kabiny kierowcy. Alex złapała go jednak za rękę.
- Czekaj! - zawołała. - Mnie nie odpowiada siedzenie tutaj... tak zupełnie sama...
Użytkownik Dark Magic edytował ten post 26 January 2016 - 15:06