Rozdział I - Dzień niezwykły
Horam Długobrody obudziwszy się ze snu, jak zwykle poszedł do kuchni coś zjeść. Otworzył stary, dębowy chlebak i machał rękoma aby złapać kawałek pieczywa. Niestety, jedzenia nie było, Horam wpatrywał się tylko w okruszki ciemnego chleba, który stał tutaj jeszcze wczoraj.
- Muszę pójść do karczmy coś zjeść, inaczej umrę z głodu - pomyślał i zarzucił na siebie płaszcz.
Krasnolud szedł przez ulice Loaris spoglądając na pobliski las. Kiedy otworzył drzwi karczmy zobaczył, że dziś było tam mało ludzi, usiadł więc koło wielkiej beczki z piwem. Niski, gruby kelner podszedł do niego i ze smutną miną powiedział;
- Co podać?
- Poproszę placki dyniowe i piwo.
Kelner odszedł i zniknął gdzieś za ladą. Krasnolud dobrze wiedział, że musi chwilę poczekać, więc obserwował zza okna ulice Loaris, pięknego niegdyś miasta, dzisiaj jedyne co po nim zostało to buntujący się mieszkańcy i niebezpieczeństwo na każdym kroku. Codziennie można było usłyszeć o jakimś napadzie, czy innej zbrodni. Kiedyś mieszkali tu najbogatsi ludzie i krasnoludy.
- Proszę pana, ma pan rękę w piwie - powiedział kelner
Horam otrząsnął i się jak najszybciej wyciągnął rękę z piwa aby wytrzeć ją w płaszcz.
Po udanym śniadaniu Horam szedł uliczką aby wrócić do domu.
- Przepraszam, która godzina? - spytał nieznajomy
Horam sięgnął do kieszeni i wyjął kieszonkowy zegarek, spoglądając na niego i próbując odczytać godzinę usłyszał kroki.
Wiedział już co się dzieje, ale nie miał czasu na zastanowienie się, zrobił szeroki unik.
Tuż koło jego głowy przeleciała maczuga, złodzieje chcieli go ogłuszyć.
- Nie ze mną te numery - powiedział Horam
Krasnolud wiedział, że ma przy sobie tylko krótki nóż do skóry. Przeciwnicy zbliżali się do niego krok po kroku, było ich dwóch. Horam kiedy nie miał już miejsca, aby się wycofać mocno chwycił nóż.
Jeden z napastników zrobił zamach maczugą, zamach może mocny, ale nieskuteczny, cios odbił się od ściany domu.
Drugi przeciwnik próbował nastraszyć krasnoluda wykonywanymi ruchami, ale na Horamie nie wywoływało to wrażenia.
Kiedy złodziej z maczugą robił drugi zamach Horam postanowił zaatakować, wbił nóż w żebra napastnika.
Drugi przeciwnik postanowił bronić kolegi, uderzył zagiętym mieczem w gardę krasnoluda wykonaną za pomocą maczugi.
- Umrzesz. - powiedział pozostały napastnik
Horama to nie obchodziło, ogłuszył przeciwnika jednym, silnym ciosem maczugi.
Krasnolud pokonał właśnie dwóch złodziei, przy pomocy noża do skór. Horam wiedział, że zaraz przyjdzie tu straż, a on nie chciał mieć nieprzyjemności.
---
Przebiegł parę uliczek i stanął oddychając głęboko. Rozglądając się widział tylko wysokie, poniszczone kamienice;
- Czas się stąd wyprowadzić - pomyślał.
Kiedy wrócił do domu spakował swoje rzeczy i wyszedł. Nie wiedział jeszcze gdzie pójdzie, chciał udać się na północ, ale północne ścieżki są niebezpieczne, grasują tam orkowie. Zamykając drzwi przypomniał sobie jeszcze o jednej rzeczy. Ponownie wszedł do sypialni i rozerwał boczną ścianę łóżka. Była tam długa, choć niska skrzynia. Pamiętał jeszcze czasy jego świetności, kiedy zabijał całe armie orków, przydarzyło mu się nawet walczyć z Murgorem Krwawym, ale książę orków zginął z rąk łuczników.
Horam ma jego miecz, znajduje się właśnie w tej skrzyni. Jest to Evelis, ostrze wykute ze szkła, zaklęte wieczną potęgą. Evelis przebije nawet łuski smoka, których zwykły miecz nie przebije. Krasnolud trzymał już to ostrze, kiedy do domu weszło parę tajemniczych postaci. Horam szybko zorientował się, że to orkowie, zaczęli podbijać północne miasta.
- Muszę obronić to miasto, to miasto mojego dzieciństwa, gińcie szmaty - szepnął
Orkowie weszli do sypialni, w ciągu sekundy jeden nie miał już głowy, a drugi ledwo trzymał się na nogach, to właśnie potęga Evelis'a. Horam szybko wybiegł z domu. Parę chatek już się paliło.
- Dosyć tego - pomyślał
Rozdział II - Dom Reoma
Krasnolud biegł wąskimi uliczkami mijając niekiedy orków. Spoglądał na wielkie, palące się, drewniane domy wyobrażając sobie, że to tylko sen. Zmęczony musiał odpocząć na małym skrzyżowaniu. Było to kiedyś targowisko, dziś tylko palący się plac. Horam miał na celu biec do magazynu po lepszą broń, ale kiedy usłyszał wybuch, przestraszył się i szybko zrezygnował z tej decyzji. Nie miał dokąd iść, postanowił wybrać się do Reoma, jego dawnego przyjaciela, choć po ostatniej kłótni nie wiedział czy dawny towarzysz go przygarnie. Krasnolud musiał się odnaleźć w wielkim mieście, musiał znaleźć zachodnie ścieżki, które prowadzą między innymi do domu Reoma. Zajrzał w pierwszą uliczkę, po chwili jednak stwierdził, że jest ślepa. Musiał kierować się szczęściem, pobiegł przed siebie, myśląc ciągle o dawnym przyjacielu. Kiedy znalazł się u południowej bramy, wiedział w którą uliczkę musi skręcić, aby dojść do zachodnich ścieżek. Szedł już tylko powoli bowiem był bardzo zmęczony, miał na sobie płaszcz z bardzo ciężkiej, niedźwiedziej skóry i buty sięgające mu do kolan.
- Tak jest - powiedział z wyraźnym zmęczeniem na twarzy, kiedy dotarł do zachodniej bramy.
Otworzył wielkie drzwi i wyszedł z miasta. Musiał teraz pokonać fosę, co nie było trudne, ponieważ w pobliżu zauważył kłodę. Była wielkości dwóch dorosłych jeleni. Podniósł ją i położył bliżej brzegu fosy, po czym rozłupał ją na dwa równe kawałki, które związał cięciwą. Siadając na tratwie przepłynął sześciometrową rzekę. W oddali był las, do którego prowadziła ścieżka, wyruszył więc. Szedł powoli spoglądając co niegdyś na oddalone miasto.
Nie lubił oddalać się od domu, od miejsca, gdzie czuje się najlepiej, mimo to nie miał wyboru. Zmęczony nie wiedział, co robić. Rozglądając się dostrzegł mały pień, który wydawał się być kiedyś drzewem. Położył się na nim i nie licząc upływu czasu - zasnął.
[Potem dokończę rozdział]
Co o tym sądzicie? Kontynuować?
Użytkownik Torbacz edytował ten post 08 February 2015 - 20:41