To była ciemna, bezgwiezdna noc. Tylko księżyc błyszczał na tle czarnego sklepienia. Niebo pokrywała gruba pierzyna chmur. Robiliśmy jakieś porządki w sklepiku szkolnym i wynosiliśmy na śmietnik całą jego zawartość. My? Owszem, my, ja, Karol i Kuba.
- Nadal nie wiem dlaczego się na to zgodziłem. - mruknąłem w kierunku Kuby wrzucając spory wór pełen przeterminowanych drożdżówek
- Pie*****sz. - mruknął Jakub i odwrócił się w kierunku małego budyneczku stojącego naprzeciw szkoły - Dobra chłopy, tylko harcówka została. - skierował tam swój krok
Idąc w kierunku harcówki rzuciłem spojrzenie na niebo i oniemiałem ze zdziwienia. Po lewej od księżyca wisiał na niebie ciemniejszy obiekt przykryty chmurami. Przypominał nieco planetę. Między nimi znajdowały się dwa okręgi, zaś nad lewym widać było coś, co przypominało nieregularny półokrąg.
- Ale poschizowana iluzja. Halo jakieś, czy co - szepnąłem sam do siebie
Nagły huk, błysk i wizja, jakby z przeszłości. Poranek, leżę na trawie i patrzę w niebo. Widzę obok słońca ów dziwny, ciemny obiekt.
Powrót do teraźniejszości. Czemu to? Dlaczego teraz? Co tu u diabła się dzieje?! Pytania, na które nie znałem odpowiedzi męczyły mnie bez przerwy, lecz mimo tego czułem jakbym był do tego przyzwyczajony. Jakby to było coś naturalnego, najzwyklejszego w świecie.
Przeniosłem wzrok na harcówkę. Przy maszcie stał uwiązany piesek. Sięgać mógł mi najwyżej do kolan, miał jasne umaszczenie i wpatrywał się tępo w księżyc. Również tam spojrzałem i zdałem sobie sprawę z faktu, że leżę na kolanach. Teraz dziwaczna figura była widoczniejsza - prawy okręg miał poszarpany dół, zaś oba okręgi przedzielała poszarpana linia.
Kolejny błysk, teraz centralnie w strefie między księżycem, a ciałem niebieskim.
- Co się, do ku**y pana dzieje?! - ryknął Karol swym lekko piszczącym głosem
Spojrzałem w swoje lewo. Na psa i Kubę. Ten też na mnie spojrzał, zaś na jego twarzy pojawiło się skrzywienie przerażenia.
- Michał... - nagle coś rzuciło nim gwałtownie w tył
Nie mogłem oderwać wzroku od psa, który z cichym skowytem padł na brukowany placyk.
Odwróciłem wzrok w niebo i dostrzegłem dokładnie cały kształt. Odcisnął mi się w pamięci na długo, po tym jak blask zniknął. Jak znikło wszystko naokoło. Tylko jasnoszary kształt na czarnym tle. "Ale... Co się stało?" Zadałem sobie pytanie w tej bezdennej próżni patrząc jedynie na przerażającą twarz. To była moja twarz, wykrzywiona w grymasie przerażenia. Po prawej znajdował się pusty, krwawiący oczodół, na lewo od niego przez nos przechodziła długa rana, zaś lewe, krwawiące oko miało ponad sobą głęboką ranę, jakby zadaną tępym narzędziem. Pytałem, lecz nikt nie udzielił mi odpowiedzi. I choć pozostawiono mnie z tym przerażającym obiektem na chwilę, lecz byłem pewien - że mijają lata, gdy odezwał się ten głos...
- Kamień wy