Część pierwsza i mam nadzieję, że nie ostatnia.
Oakenwood było niewielką mieściną u podnóża gór, otoczoną prastarą puszczą, która to doskonale odcinała ją od wszelkiej cywilizacji. Po wielu dniach wędrówki w cieniu drzew Dunkan został oślepiony przez słońce wznoszące się w pełni swej południowej okazałości nad niewielkimi, zaniedbanymi polami na obrzeżach osady. Już tutaj widać było, że Robin Jew nie próżnował w tym regionie. Nagle z jednego z domów przy drodze na końcu osady wyłoniła się pejsata głowa w hełmie, a następnie cały żyd w czarnym płaszczu i zbroi.
-Stop! Aby tędy przejść musisz uiścić opłatę w wysokości dziesięciu denarów! Jeśli nie masz przy sobie gotówki mogę Ci ją oczywiście pożyczyć na korzystny procent - obwieścił.
-Żydowskie procenty są korzystne tylko dla Żydów, nauczyłem się by wam nie ufać! Proponuję pięć denarów - odparł Dunkan ze spokojem na jaki pozwalała mu jego szkocka skąpość gdy mowa była o pieniądzach.
-Za nic! Cena za przejazd nie podlega negocjacji, a aby wrócić należy zapłacić tyle samo - krzyknął rozwścieczony strażnik, a za plecami Dunkana pojawiło się kilku innych żołnierzy syjonu. Dunkan sięgnął dłonią do sakiewki, a jego oponenci mimowolnie zrobili krok w jego stronę, jednak zamiast wrzucić monetę do wyciągnętej dłoni pierwszego strażnika rzucił ją za siebie, między żydów i odskoczył na bezpieczną odległość. Wszyscy oni jak jeden mąż rzucili się na nią i zaczęli walczyć między sobą zaś szkot starając się przezwyciężyć myśl o dołączeniu do walki oddalił się szybko by kontynuować obserwację. Większość domów i zagród była zrujnowana, jednak w centrum stało kilka murowanych, zadbanych, piętrowych domów, które były oczywistymi pozostałościami po działaniach Robin Jew'a. Ulice były niemal całkowicie puste jednak pomiędzy żydowskimi kamienicami Dunkan spostrzegł brodatego człowieka śpiącego w drewnianej budce. Podszedł do niego i obudził go lekkim szturchnięciem.
-Przecież zapłaciłem ratę za ten miesiąc! - krzyknął biedak wyrwany ze snu - Chwila... ty nie jesteś żydem... Czego ode mnie chcesz?
-Informacji, bardzo konkretnych. Kiedy Robin Jew przybył do miasta? Gdzie są inni mieszkańcy?
-Przed przybyciem Robin Jew'a byłem szanowanym bogatym kupcem jednak interesy nie szły po mojej myśli i nawet nie wiem kiedy nabawiłem się u niego długów...
-Nie obchodzi mnie to. Jego schemat działania zawsze jest taki sam - spotkałeś go w karczmie zaoferował szybkie pieniądze, nie zwróciłeś uwagi na cały gwiazdozbiór na umowie i teraz jesteś tu, jak wszyscy. Kiedy przybył?
-Dwa dni temu... Reszta osób ukrywa się w niskoopodatkowanych szałasach w lesie, tylko mnie stać na płacenie czynszu. Za tę budkę ściagają ze mnie tylko pięćset denarów dziennie.
-W takim razie udaję się prosto do nich. - odrzekł Dunkan i udał się w kierunku wskazanym przez swojego rozmówcę mijając po drodze trzech strażników, którzy wciąż walczyli o monetę, która o czym wiedział tylko on była nic nie warta, zrobiona z żelaza i otoczona w srebrnym pyle, który miał za zadanie zmylić żydowski węch.
Tymczasem w mieście Aligan-Avah rozciągającym się nad wschodnim wybrzeżem daleko za górami pod którymi leżało Pogórze w grubych kamiennych murach swojej letniej rezydencji chroniących przed upałem i żydzizmem mieszkańców, król Urist naradzał się z najbardziej zaufanymi mędrcami królestwa.
-Dzisiejsze posiedzenie będzie skupiało się głównie na opracowywaniu metod zwalczających zadłużenie kraju i jego mieszkańców - grzmiał Fenfaril, herold obdarzony głosem tak donośnym, że gdy przemawiał on milkli wszyscy inni - Wybraliśmy was gdyż cieszycie się największym poważaniem wśród aryjskich finansistów i król Urist liczy na to, że problemy państwa uda się rozwiązać bez uciekania się do żydowskich metod.
Cisza ciężka niczym wszystkie kamienie wmurowane w prastare mury zamku wypełniła pomieszczenie. Paru doradców zaczęło drapać się po swoich długich, często siwych brodach jakby szukając w nich rozwiązania. W końcu jeden z nich podniósł się krzesła odchrząknął i zabrał głos.
-Jedynym rozsądnym wyjściem z obecnej sytuacji jest podwyższenie podatków dzięki, którym będziemy w stanie spłacić nasze zadłużenie wobec Robin Jew'a i jemu podobnym - jego głos był piskliwy i nieprzyjemny dla ucha, jakby specjalnie modulowany w taki sposób by nie mógł wzbudzić nawet najmniejszego zaufania.
-Czegoś takiego uczynić obywatelom nie możemy, wszyscy są naprawdę ciężko zadłużeni i gdy zabraknie im pieniędzy na spłaty żydowskich kredytów i pożyczek doprowadzi to do przejęcia większej części naszego królestwa przez podłych semitów. Należy pamiętać, że to ostatnie miasto, w którym kontrolujemy więcej niż dwie kamienice - odparł odziany w bogate szaty mieszczanin.
Nagle z kąta sali dobiegł ich dziwny głos, głos, który zazwyczaj należy do szaleńca opętanego swoją nierealną wizją, pochłoniętego zupełnie przez świat własnych wyobrażeń.
-WOLNY RYNEK! ON POKONA ŻYDZIZM - to stary rycerz Korwian, który był niegdyś wiernym sługom ojca Urista, a dziś niekontaktujący już ze światem staruszek, który wciąż kierował się ideami z poprzednich epok i choć był to człowiek szlachetny jego wizje nie mogły się ziścić. Król Urist schował głowę w rękach opartych o stół po czym uderzył w niego pięścią i rzekł
-Fenfarilu odczytaj list... - herold podniósł się chwytając w rękę zwinięty pergamin. Podniósł go na wysokość oczu i zaczął odczytywać słowa.
-W imieniu zarządu banku Robin Jew i synowie przypominamy, że na spłatę pożyczki zaciągniętej przez jaśnie nam panującego Urista III Zadłużonego pozostał tydzień.
Pozdrówka nara.
PS Sprzedam Opla.