Zapraszam na bloga o powiadaniu. [email protected]
Real-craft I
Przeciągnąłem się i zjadłem śniadanie składające się z jajecznicy i soku jabłkowego.
Popiłem sokiem i nakarmiłem psa i kota.
-Jak zwykle do kopalni.
Wziąłem ze skrzyni kilof, łopatę, miecz, coś do przekąszenia i pochodnie i zapałki.
Wyruszyłem w drogę. Nim przeszedłem 10 metrów usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem creepera. Było za późno na walkę, był już blisko. Odskoczyłem i zacząłem uciekać. Ucieczkę odcięła mi rzeka. Rozbiegłem się i przeskoczyłem ją, lądując na mieliźnie po drugiej stronie.
Creeper z powodu swych krótkich nóg nie mógł jej przeskoczyć, więc postanowił przepłynąć rzekę. Na mieliźnie los chciał że wdepnął na raję, płaszczkę z jadowitym kolcem. Ta wbiła mu kolec w nogę, a creeper zamiast mnie gonić wyszedł na brzeg i zwijał się z bólu.
Udało mi się uciec. Zapadał zmierzch. Byłem daleko od domu. Chciałem zapalić pochodnię.
Wyjąłem pudło zapałek i zapaliłem zapałkę. Wiatr zgasił ją natychmiast.
-No! Dalej!
Odpaliłem kolejną ale natychmiast zgasła.
Podbiegłem do drzewa i złapałem świetlika. Dawał jednak słabe światło więc wypuściłem go i schowałem się przed wiatrem.
Udało mi się zapalić zapałkę. Ogień przeniósł się na pochodnię. Zawróciłem trochę i wszedłem do kopalni.
Dotarłem do innej kopalni. Wspierały ją drewniane pale. Choć zadbana, już opuszczona. Tu i ówdzie resztki torów. Nagle zobaczyłem wagonik. Była w nim skrzynia. Otworzyłem ją. Były w nim ziarna kakaowca, sztabka żelaza, siodło, trochę nici oraz czerwony proszek.
Zabrałem się do kopania. Jedna z dróg była cała w pajęczynie. Wyciągnąłem miecz i poprzecinałem nici. Nie zauważyłem że na suficie siedział niezbyt zadowolony właściciel. Skoczył na mnie i ugryzł mnie w ramię. Dźgnąłem go mieczem przebijając tułów.
-Dobrze że to pająk duży, ciemnobrązowy. Te nie mają silnego jadu w przeciwieństwie do mniejszych, granatowych.
Spojrzałem na ranę. Była niezbyt wielka, ale głęboka. Wyciągnąłem więc z plecaka bandaż i owinąłem wokół rany. Wstałem i wyruszyłem dalej.
Real-craft II
Wyjąłem kilof i zacząłem kopać. Udało mi się wydobyć trochę węgla oraz żelazo. Byłem zmęczony więc chciałem już z niej wyjść.
Nie oddaliłem się od wejścia więc z łatwością znalazłem korytarz którym przed chwilą szedłem. Jednak w sąsiednim zauważyłem kolejną skrzynię. Podszedłem do niej. Otworzyłem; był w nim chleb, sztabka złota oraz... mapa. W końcu wyszedłem z kopalni i wróciłem do domu.
Spojrzałem na mapę. Był na niej zaznaczony czerwony punkt. Postanowiłem tam wyruszyć. Było tam daleko od kopalni, więc osiodłałem kresowego smoka. Lecieliśmy długo. W końcu spojrzałem w dół. Słonie oraz antylopy poruszały się w tym samym kierunku. Kiedy już doleciałem na miejsce zsiadłem ze smoka, zwinąłem mapę i włożyłem do plecaka.
Spojrzałem przed siebie... Zobaczyłem krainę w której trawa miała żywy kolor. Rosły tam drzewa z pięknymi, czerwonymi owocami...
Real-Craft III
Podszedłem bliżej. Trawa była lekko wilgotna. Pasły się tu antylopy, sarny; mnóstwo zwierza. Obok mnie rosły czereśnie. Gałęzie były nisko, więc zerwałem jedną czereśnię.
Poprawka, dwie - wszystkie rosły połączone po dwie. Były ogromne. Mocno czerwone, wręcz bordowe. Spróbowałem jedną. Były przepyszne. Miały w sobie mnóstwo orzeźwiającego soku. Pestki były małe. Pomyślałem żeby narwać trochę do domu, wziąłem więc zamykany koszyk przywiązany do smoka i wdrapałem się na sam szczyt. Kora była gładka, nie drapała. Usiadłem na gałęzi przy samym szczycie. Było wysoko ale gałęzie były grube więc się nie bałem. Siadłem i zacząłem rwać. Czereśnie przy samym szczycie były jeszcze lepsze niż te które były nisko. Były większe, bardziej bordowe i bardziej soczyste. Koszyk miałem już pełny, więc go zamknąłem. Wydawało się że urwałem dużo, jednak na całym drzewie i tak były setki, więc tak naprawdę urwałem mało. Zszedłem powoli i zeskoczyłem z gałęzi. Było tu mnóstwo owocowych drzew.
Czereśnie, jabłonie, grusze, śliwki...Obok zauważyłem też truskawki. Były ogromne. Kiedy już w koszyku miałem trochę owoców załadowałem na smoka. Wsiadłem na smoka i postanowiłem wrócić tu jeszcze...
Real-Craft IV
Wylądowałem. Wszedłem do domu. Ze skrzyni wziąłem także nóż.
Nakarmiłem psa, kota. Sam zjadłem coś w pośpiechu.
Zostawiłem koszyk w kuchni, i poszedłem po większe koszyki.
Wyszedłem na zewnątrz i przywiązałem do tułowiu smoka i siodła dwa spore wiklinowe koszyki, tak żeby nie spadły.
Wsiadłem na smoka i znów poleciałem do bajecznej krainy.
Wylądowaliśmy obok wielkiej jabłoni. Wziąłem mniejszy koszyk .Zsiadłem w pośpiechu ze smoka potykając się o duży kosz. Upadłem jednak na mięciutki, dość wysoki mech niemal amortyzujący uderzenie. Wstałem i zacząłem się wspinać na jabłoń. Zacząłem rwać jabłka. Były duże i czerwone. Smakowały słodko. Smok już zajadał się tymi niżej rosnącymi. Zerwałem kilka do koszyka. Kiedy się napełnił zszedłem i wrzuciłem jabłka z mojego koszyka do wielkiego wiklinowego kosza. I tak upłynęła połowa dnia. Zerwałem po trochu wiśni, jabłek, śliwek oraz gruszek.
Poczułem nosem coś jeszcze. Była to roślina, której liście były aromatyczne. Coś w stylu bazylii, mięty, maggi.
Urwałem jedną łodygę z listkami. Włożyłem do koszyka.
Zaczęło się ściemniać. Wsiadłem na smoka, zamknąłem wszystkie kosze i dałem znak do startu.
Real Craft V
Wylądowałem. Wszedłem do domu.
Pełne kosze ustawiłem w piwnicy. Ale coś ciągnęło mnie do tej krainy jeszcze. Więc z powrotem na smoku tam przyleciałem.
-Nie chcę za bardzo eksplorować tej pięknej krainy, ale ciekaw jestem co jest pod ziemią.
Więc zacząłem kopać. Wykopałem małą dziurę w ziemi jako szyb. Prawie jej nie widać.
Na początku znalazłem tuż pod powierzchnią bulwy. Przypominały ziemniaki. Jednak głębiej znajdował się biały, kredowy kamień. Odnalazłem tam skamieniały ząb. Był dość duży, o piłkowanej krawędzi. Mógł mi służyć nawet jako nóż, i do obrony.
Następnie znalazłem kość.
Ucieszony znaleziskiem zacząłem kopać głębiej. Dokopałem się do skały. Kopałem długo. W końcu natrafiłem na coś w skale. Połyskiwało na srebrno-szaro. Wykopałem to i schowałem pojedyncze grudki z rudy do plecaka. Było tego całkiem sporo w jednym miejscu. Kopałem dalej. Nagle z rozłupanej przeze mnie skały wypadł zielony minerał. Od razu rozpoznałem w nim szmaragd.
Poczułem zmęczenie, głód i wyczerpanie.
Wyszedłem więc z kopalni i urwałem z drzewa gruszkę. Była soczysta więc zaspokoiłem niemal głód i pragnienie w jednym. Ale postanowiłem napić się jeszcze wody. Podszedłem do pobliskiego, widocznego strumyka ze źródełkiem. Piłem ze strumyka przy źródle, bo woda jest tu najczystsza. Była czysta. Całkowicie przezroczysta, nie mętna. Napiłem się. Była chłodna, ale nie zimna. Bardzo orzeźwiająca.
W końcu zawróciłem. Trafiłem do jabłoni obok której właśnie kończył posiłek smok.
W domu schowałem szmaragd do skrzyni, a grudki z rudy przetopiłem w piecu.
Uformowałem je w sztabki które jeszcze gorące kułem formując w młot. Teraz, kując zauważyłem że jest to bardzo twarde i trudno mi kuć.
W końcu wzmocniłem też rączkę młota, by się nie łamała. Wygrawerowałem na nim różne znaczki, i po różnych zabiegach młot był gotowy.
Miał metr długości i na jego końcu była masywna buława, czy jak się na to mówi. Był ciężki. Jeśli już raz się zamachnie, to nie wyhamuje. Teraz domyślałem się co to za materiał.
To tytan.
Odłożyłem młot i przypomniałem sobie o skamieniałościach. Umieściłem je w skrzyni.
Ząb wyglądał niczym jakiegoś gada kopalnego...