CZŁOWIEK KRESU
Był to najzwyklejszy dzień. Zdobywszy trochę żelaza, lazurytu oraz złota wsiadłem w wagonik i opuściłem kopalnię. Jako że zaczęło się ściemniać, szybko wróciłem do domu. Zamknąłem za sobą drzwi i zabarykadowałem się dodatkowo zamykając ciężkie, żelazne drzwi.
Poszedłem jeszcze na chwilę do podziemnej huty, aby przepalić zdobyte surowce, i położyłem się spać.
Coś jednak nie dawało mi zasnąć. Z tego powodu usiadłem na łóżku i wydobywszy z biblioteki ciekawą lekturę zacząłem czytać.
Mój pies leżał mi na kolanach, a kot przytulał się do twarzy, nagle zaczęły się niepokoić. Pies zaczął skomleć, a kot odsunął się nieco od mojej głowy, i zaczął wpatrywać się w okno przerażonym wzrokiem. Kątem oka, za oknem zobaczyłem że coś jaskrawo błysnęło.
-Eh, pewnie znów pająki spacerują, i niedługo będą chciały wejść na mój dach. Na szczęście zrobiłem zwis.
Czytałem dalej. Coś błysnęło jeszcze bliżej i znikło.
Przestraszyłem się - to nie mógł być pająk. Para oczu błysnęła na fioletowo, i znikła.
-No ale co zrobić? Na pewno nie wyjdę tam i nie sprawdzę co to... jeszcze tego brakowało. Zajmę się tym w dzień.
Powróciłem do lektury. Nie czytałem długo - ponieważ zrobiłem się śpiący, położyłem się spać.
Nazajutrz kiedy się obudziłem przestraszyłem się. Coś zrobiło dziurę w ścianie!
-Co to mogło być? Coś wybuchło, czy jak?!
Załatałem dziurę. Sprawdziłem, ale nic nie mogło wybuchnąć. Nie było żadnego śladu.
Drzewko obok stało nie naruszone.
Wzruszyłem ramionami.
-Co tu robić? Idę po kilof, i do kopalni!
Dokopałem się do jaskini, dużej jaskini.
-Ale ciemno! No świetnie, skończyły mi się pochodnie!
W mroku dostrzegłem sporo potworów. Nie atakowały mnie, bo stałem za daleko i nie dostrzegły mnie: Creepery, szkielety...pająk, kilka zombie i...
-Zaraz, a to co?!
Coś stało w mroku, prawie niedostrzegalne. O fioletowych oczach.
-A więc to coś przemknęło obok mego domu!
Popatrzyłem na to coś. Rozwarło szczęki i popatrzyło na mnie złowrogo.
Potem nagle znikło. Uciekałem, biegłem byle dalej. By oddalić się od tego potwora!
Dotarłem do tunelu... odwróciłem się i...
I to coś stało za mną. Teraz mogłem przyjrzeć się temu dokładnie. Miało 3 metry wzrostu. Całe mroczne, czarne. Długie ramiona i ręce. Wpatrywało się we mnie. Lekko drgało, ale się nie ruszało.
Sięgnąłem po łuk.
Poruszyłem źrenicą w prawo, w kierunku kołczanu aby szybko dobyć strzały. Właśnie kiedy odwróciłem wzrok to się na mnie rzuciło.
Popchnęło mnie w kierunku ślepej uliczki.
Przewróciło mnie i już miało mnie zabić gdy...
Znikło kiedy popatrzyłem temu w oczy.
Wstałem, wyciągnąłem strzałę z kołczanu.
Pojawiło się znów dalej ode mnie.
Napiąłem szybko łuk i wystrzeliłem, nie dało to nic. Nim strzała drasnęła skórę tego potwora, on zniknął.
-Ach! To takie sztuczki!
Uciekłem z ślepej uliczki i skierowałem się w kierunku podziemnej bazy.
Stamtąd wagonikiem wyjechałem z podziemi.
Serce jeszcze biło w przyśpieszonym tempie.
Był ranek.
-Długo trwało to moje spotkanie z tym stworzeniem... Od rana, do rana.
A teraz na świat spływały promienie słońca. Wciąż chłodny jeszcze poranek zaczął się coraz mocniej rozjaśniać.
Szkielety i zombie rozpaczliwie szukały cienia, a potem legły w płomieniach.
A na wszelkie inne stworzenia zdawało się spływać dobro wraz z promieniami.
Dzień czas zacząć. Na początek poszedłem złowić rybę, a potem do kurnika po jaja. Po wizycie usmażyłem sobie jajko na śniadanie, mojemu kotu dałem jego ulubioną rybkę, a psu mięsko i kości których zdobyłem sporo przy zabijaniu tych nieumarłych szkieletów.
Później znów wyszedłem na dwór - obowiązki.
I tak zleciał cały dzień. Pod koniec dnia kiedy powoli zaczął zapadać zmrok poszedłem jeszcze wydoić krowę. Po zjedzeniu kolacji, kot i ja napiliśmy się pysznego mleka. Pies jednak wolał wodę. Chłeptał wolno, i zerkał w okno.
-Oj, piesku, żeby to nie była znowu ta kreatura...
Nagle to stworzenie pojawiło się w samym środku mieszkania!
Pies ze strachu wylał wodę. Kiedy tylko wylała się na ów potwora, wydał tylko z siebie dźwięk jakby się krztusił, i krzyczał.
Po czym zniknął.
-Dzięki tobie, piesku, wiem już jak walczyć z tym potworem. Ta gadzina w wodzie umiera.
No tak, to co zwykłym daje życie, tej mrocznej istocie - odbiera.
-Teraz już wiem wszystko o tym potworze. Szkoda tylko, że Notch mnie nie uprzedził...
KONIEC