Wpisy 1-5
Wpis 01
Pobudka na brzegu morza. Wyrwa w pamięci, nie wiem o niczym, co się działo przed pojawieniem się w tym miejscu. Wokół trochę lodu, zimno, niedaleko las, oczywiście zasypany śniegiem. Idę w tamtą stronę. Drzewa, drzewa, śnieg. Ściąłem trochę drewna, żeby się ogrzać. Zabiłem kilka świń, w końcu to było jak na razie jedyne źródło pożywienia. Zebrałem też trochę owczej wełny, noce w takim miejscu są jeszcze zimniejsze. Zapadła noc. Wykopałem szybko mały dół w ziemi i okryłem się wełną, licząc że rano obudzę się chociaż trochę wypoczęty po ciężkim dniu.
___________________
Wpis 02
Obudziłem się. Wokół słyszałem trochę charczenia, jakieś dziwne stukanie. Ostrożnie wyjrzałem z mojej kryjówki. To, co zobaczyłem spowodowało, że prawie dostałem zawału. Ujrzałem człowieka, a przynajmniej tak mi się zdawało. ów stwór miał ciemnozieloną skórę, podarte ubranie i był ślepy. Szedł w moją stronę z wyciągniętymi rękami, a jakby tego było mało, w pewnym momencie zaczął po prostu płonąć. Całe szczęście, że zanim do mnie dotarł, rozpadł się całkowicie, pozostawiając tylko kilka piórek. Wyszedłem ostrożnie z jamy, rozglądając się wokoło. Nic dziwnego już nie zobaczyłem. Zbudowałem sobie kilof, łopatę i wykopałem dziurę w pionowej skale. Tam wstawiłem wcześniej stworzoną skrzynkę, stolik i łóżko. Poszedłem poszukać węgla, bo w mojej mini-jaskini było dość ciemno. Znalazłem pokaźny stosik, więc wróciłem do kryjówki i oświetliłem ją pochodniami. Zrobiło się ciemno, więc postanowiłem pójść spać.
____________________
Wpis 03
Trzeci dzień na nieznanym lądzie. Nie zważając na nic wyszedłem na zewnątrz. Zbierając drewno usłyszałem dziwny syk, jakby zapalonej bomby, i sekundę później zostałem wyrzucony kilka metrów w przód. Przerażony, odwróciłem się, i ujrzałem dziurę w ziemi, jakby ślad po prawdziwej bombie. Spojrzałem w niebo, gotów zobaczyć jakiś samolot albo coś podobnego, ale nic tam nie było. Zacząłem gorączkowo biegać wśród drzew szukając sprawcy, ale i tym razem nie spotkałem nikogo oprócz kilku świń. Wróciłem do kryjówki i znowu zacząłem kopać. Znalazłem trochę żelaza. Super, tylko na razie było mi niepotrzebne. Wyszedłem z jaskini, wspiąłem się na szczyt góry w której mieszkałem i zacząłem się rozglądać. Nic, tylko śnieg i drzewa. W oddali zobaczyłem trochę łysych skał, a potem jakąś plażę. Postanowiłem następnego dnia wyruszyć w drogę, w tamtym kierunku. Zapadł zmrok, a ja z głębokim postanowieniem położyłem się do łóżka.
____________________
Wpis 04
Pierwsze promienie słońca przypomniały moim zaspanym oczom, że czas ruszać w podróż. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, i ruszyłem w wcześniej zaplanowanym kierunku. Po niedługim czasie dotarłem do owych łysych skał, z bliska wyglądały jeszcze lepiej – dosłownie na powierzchni była masa węgla i nawet trochę żelaza. Zebrałem to wszystko, ruszyłem dalej, w stronę plaży. Nabrałem trochę piachu, przyda się na stworzenie okien. Idę dalej. Gęsty las się skończył, tylko jedno samotne drzewo stało pośrodku niewielkiego półwyspu. Dotarłem na brzeg morza. Licząc, że po drugiej stronie napotkam ślady jakiejkolwiek cywilizacji, stworzyłem szybko małą tratwę, i popłynąłem na wskroś przez wodę. Po jakimś czasie zobaczyłem w oddali kolejną plażę. Pustą, bez oznak życia. Jako że słońce zaczęło zachodzić, zbudowałem sobie małą ziemiankę i przetrwałem w niej noc.
____________________
Wpis 05
Kolejna pobudka. Wychodząc z mojej kryjówki, usłyszałem znowu ten dziwny syk, który poprzednio spowodował takie zniszczenia koło mojej starej jaskini. Zacząłem uciekać na oślep, a dźwięk ustał. Obróciłem się w jego kierunku, i po raz kolejny poczułem że dostaję zawału. Przed sobą widziałem zielonego stwora, chodzącego na czterech, krótkich nóżkach, w dodatku nie posiadającego rąk ani niczego na ich kształt. Mogłoby to wydawać się śmieszne, ale nie było. Kreatura pomimo dziwnego wyglądu utrzymywała się pionowo, a z bezkształtnej dziury mającej zapewne służyć za pysk, ponownie zaczął wydobywać się ów dziwny syk. Zacząłem się cofać. Postać, nie przestając syczeć, zaczęła puchnąć w oczach, co skończyło się silnym i głośnym wybuchem. Wtedy dowiedziałem się, co spowodowało wcześniejszą wyrwę w ziemi, obok starej kryjówki. Poszedłem dalej. Doszedłem do końca plaży, niedaleko zobaczyłem kolejny ląd. Jako że woda nie wydawała się głęboka, wskoczyłem i zacząłem płynąć w stronę drugiego brzegu. To, co zobaczyłem wyglądało na skraj lasu. Nie myliłem się. Postanowiłem iść dalej, jednak cały czas mieć w zasięgu wzroku brzeg. Las był naprawdę ogromny. Szedłem cały dzień, i nie wydawało mi się, żeby mógł się gdzieś niedaleko skończyć. Zapadła noc. Tym razem wspiąłem się na niskie drzewo, i usnąłem na grubej, płaskiej gałęzi.
____________________
Wpisy 6-10
Wpis 06
Obudziłem się dokładnie o świcie. Wlazłem na szczyt drzewa i zacząłem się rozglądać wokoło. Po raz kolejny, zobaczyłem tego dziwnego zielonego stwora, i nawet to coś, co wyglądało na zombie. Jak tylko zrobiło się ciut jaśniej, zombiak zaczął płonąć. Uznałem to za dobry znak, bo skoro one giną w promieniach słońca, to dużo światła powinno mnie od nich uchronić. Postanowiłem stworzyć jak najwięcej pochodni, żeby chociaż nimi się osłonić, jeśli te dziwadła napadną mnie w nocy. Szybko wykonałem mały nóż, z postanowieniem zabicia tego syczącego potwora, zanim on zrobi to ze mną. Wycelowałem i rzuciłem. Strzał jeden na milion okazał się nadzwyczaj celny. Chciałem spróbować trochę jego mięsa, ale śmierdziało i smakowało jak siarka. Postanowiłem je zebrać. W zasadzie nie miałem żadnego powodu, żeby to zrobić, ale wtedy o tym nie myślałem. Ruszyłem w drogę. W pewnym momencie zobaczyłem kilka dzikich świń, i postanowiłem na nie zapolować. Goniąc je, oddaliłem się od brzegu morza. Zgubiłem się. Postanowiłem iść dalej kierując się słońcem. Idąc na północ, spodziewałem się znowu napotkać na jakiś śnieg, ale czekała mnie niespodzianka – trafiłem na środek pustyni. Kilka kaktusów, piach i słońce. Słońce, niemiłosiernie smażące plecy. Słońce, które w końcu zaczęło zachodzić. Teraz musiałem działać szybko. Wkopałem się na tyle głęboko, że piach już nie zsypywał się w dół, więc zrobiłem sobie mini jaskinię, i przespałem kolejną noc.
____________________
Wpis 07
Powoli zaczynałem tracić rachubę, ile czasu już jestem na tym obcym lądzie. Wychodząc na powierzchnię, znalazłem kilka strzał. Nie miałem pojęcia, skąd się wzięły, ale nie myślałem wtedy nad tym. Wziąłem je, z zamiarem zrobienia sobie łuku, gdy tylko nadarzy się okazja. Ponownie ruszyłem w podróż. Idąc, natrafiłem na małą oazę. Dobrze, bo po całej nocy na pustyni okropnie chciało mi się pić. Nabrałem trochę wody do wcześniej zrobionej skórzanej sakwy. Kawałek dalej dostrzegłem kolejną, i przy okazji kilka pasących się dzikich świń. Okoliczności wybitnie mi sprzyjały, bo mięsa też zaczynało mi brakować. Zrobiłem, co było trzeba i poszedłem dalej. Wyszedłem na szczyt małego pagórka i moim oczom ukazał się niesamowity widok. Łagodnie opadający pagórek łączył się z morzem tworząc małą zatoczkę, z jednej strony, na innym pagórku stało samotne drzewo, a po drugiej stronie widziałem skałę. Nie byle jaką skałę. Coś spowodowało, że przypomina grzyb. Spodobało mi się to miejsce. Od razu postanowiłem pozostać tu i się na stałe osiedlić. Przy brzegu morza dostrzegłem też trochę gliny, która jest przydatna do budowy ceglanego domu. Ale słońce zaczęło zachodzić, więc szybko obudowałem się ziemią, i przeczekałem noc.
____________________
Wpis 08
Kolejny dzień pełen pracy. Z rana zrobiłem trochę łopat, poszedłem na brzeg i zacząłem kopać glinę. Żeby zebrać wszystko musiałem chodzić po kilka razy, bo była dość ciężka. Potem wyrównałem teren pod dom, na piasku narysowałem plan i zabrałem się za tworzenie cegieł. Żeby zabić czas, utworzyłem kilof, i zacząłem kopać w ziemi, w nadziei znalezienia żelaza, węgla i innych cennych rzeczy. Kopałem dość głęboko w poszukiwaniu jakiejś naturalnej jaskini, ale nic nie znalazłem. Wychodząc, zobaczyłem wschód słońca – spędziłem pod ziemią całą noc. Utworzyłem kilka poziomów cegieł, zrobiłem drzwi i początki kamiennej podłogi. Jako że byłem względnie bezpieczny, postawiłem łóżko i zasnąłem.
____________________
Wpis 09
Z rana obudził mnie szelest trawy wokół mnie. Jako że tej nocy spałem dość mocno, nie usłyszałem, jak przerażona krowa wpadła do mojego domu, i teraz obudziła mnie skubiąc trawę. Z zamiarem zdarcia z niej skóry i zdobycia mięsa, zakradłem się do niej i rzuciłem nożem. Zadowolony, że zapolowałem na coś nie wychodząc z domu, włożyłem resztę gliny do pieca, ale zauważyłem, że prawie nie mam węgla. Wspiąłem się na szczyt owej dziwnie uformowanej skały i zacząłem się rozglądać. Ku mojemu zdziwieniu, niedaleko od brzegu była nowa wyspa, a na niej, co wydawało się jeszcze dziwniejsze, jeziorko lawy na powierzchni. Zszedłem na dół, wróciłem do domu, Szybko wykonałem małe wiaderko i wyruszyłem w celu zdobycia choćby odrobiny lawy. Dotarłem na miejsce i ostrożnym ruchem nabrałem lawy do wiadra. Niestety, nie przeszedłem nawet ćwierci drogi z powrotem, jak zapadła noc. Po raz kolejny, wykopałem dziurę, a na zewnątrz zostawiłem wiadro, wiedząc że potwory boją się jasnego światła, którym emanuje lawa.
____________________
Wpis 10
No i pobudka. Szybko zabrałem wiadro i ruszyłem czym prędzej w stronę domu. Wróciłem w południe. Dzień strasznie szybko tutaj upływa, nie wiedzieć czemu. Postanowiłem nie budować domu z samych cegieł, tylko po trochu z cegieł, po trochu z kamienia. Po zbudowaniu pierwszej całej ściany, efekt był niezły. Oczywiście nie mogłem zapomnieć o oświetleniu terenu wokół domu; to pewnie przez potwory poprzedniego dnia obudziłem się z krową u boku. Z drugiej strony, światło przyciąga owce, świnie i inne zwierzęta, więc musiałem zabezpieczyć dom, żeby nie wchodziły do niego. Jako że moja pierwsza skrzynka zaczęła się przepełniać, postanowiłem zbudować magazyn obok domu. Wykopałem trochę ziemi, poustawiałem skrzynki, a na górze szklany wstawiłem sufit żeby zawsze mieć światło dzienne. Podzieliłem zebrane przedmioty na kategorie, zaznaczyłem, co jest w każdej skrzynce i magazyn był skończony. Do tego czasu zdążyło zrobić się ciemno, więc ułożyłem się do snu, pamiętając, że następnego dnia zamierzam wyprawić się na poszukiwanie złóż w ziemi.
____________________
Wpisy 11-15
Wpis 11
O świcie szybko zrobiłem potrzebne narzędzia, wziąłem zapas pochodni, jedzenia i ruszyłem na poszukiwanie przygód. Zaszedłem dość głęboko pod ziemię, wręcz czułem, że temperatura jest znacznie wyższa niż na powierzchni. Znalazłem małe źródło lawy, więc mogłem je później wykorzystać do zrobienia cegieł, które dalej były mi potrzebne do ukończenia domu. Tym razem już na to przygotowany, zacząłem nasłuchiwać syku tego zielonego stwora (swoją drogą, jego skóra w dotyku przypominała liany, więc postanowiłem go nazwać creeperem, z angielskiego) lub charkotu zombich. Zgodnie z przypuszczeniami, natrafiłem na nich. Szybki atak mieczykiem i mogłem pozbierać to, co z nich zostało. Na moje szczęście, kawałek dalej znalazłem ogromne złoże żelaza, więc po wydobyciu przestałem się martwić o nie. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że wyjdę żywy z podziemi. Zacząłem powoli wracać na powierzchnię, po drodze wykopując trochę kamienia, który też jest przydatny. Nie wiem ile czasu spędziłem w podziemiach, ale poczułem okropne zmęczenie. Nie wiedząc, jak daleko mam do powierzchni, wykopałem jeszcze małą jamę w litej skale, zablokowałem wejście w obawie przez potworami, oświetliłem, położyłem skórę creepera na ziemi i zasnąłem.
____________________
Wpis 12
Obudził mnie okropny ból pleców po całej nocy spędzonej na twardej skale. Odkopałem się, i ruszyłem z powrotem na powierzchnię. Niedługo później zaskoczyła mnie mała dziura, prowadząca do jaskini. Zdziwiło mnie, że nie widziałem jej schodząc na dół. Postanowiłem ruszyć na eksplorację. Idąc, napotykałem bardzo dużo wielkich pająków, i żadnego innego stwora nie widziałem. W końcu, zobaczyłem trochę kamienia, takiego, jakiego użyłem do budowy domu i wszystkich narzędzi. Wydało mi się to dziwne, ale też się ucieszyłem, bo liczyłem, że może spotkam jakiegoś człowieka. Ciekawostką był fakt, że część z tych kamieni porosła mchem, jakby naprawdę od dawna nikogo tu nie było. Przekopałem się przez to i wpadłem do kolejnej jaskini, ale tego, co zobaczyłem nie spodziewałbym się nigdy w życiu. Miała kształt idealnego kwadratu, a co jeszcze ciekawsze, zobaczyłem dwie skrzynie i dość dużą klatkę pośrodku. Było ciemno, więc po chwili usłyszałem za sobą pająka. Pozbyłem się go, i aby już żadnego nie spotkać postawiłem kilka pochodni w owej sali. W klatce zobaczyłem kolejnego pająka, ale tym razem wielkości tarantuli. Podszedłem do skrzyń aby zbadać ich zawartość i zdziwiłem się jeszcze bardziej: znalazłem trochę nici, kilka zwitków słomy, sztabki już przetopionego żelaza i ziarna kakaowca. (cdn.)
____________________
Wpis 13
(cd.)
Wszystko było w nadzwyczajnie dobrym stanie, więc zabrałem to ze sobą. Wyjście nie zajęło mi dużo czasu, ale cały czas rozmyślałem, kto lub co zbudował to pomieszczenie. Te myśli nie opuszczały mnie nawet, gdy wróciłem do domu i przetapiałem wszystkie potrzebne rzeczy. Zbliżała się noc, a ja, pełen zapału do walki postanowiłem udać się na nocne polowanie. Zbudowałem łuk, stalowy miecz i poczekałem aż pojawią się potwory. Czułem że jestem chojrakiem, ale mimo to wyszedłem z domu przy świetle księżyca. Trafiło mi się kilka creeperów, trochę pająków i cała masa zombich. Nie wiedzieć czemu zacząłem się zastanawiać, czy nie znalazłem się na jakiejś nawiedzonej ziemi, ale nie było to dla mnie aż tak ważne, jak dowiedzenie się, skąd wzięły się takie rzeczy tak głęboko pod ziemią. Czy to oznacza że ktoś już przede mną tu mieszkał? Może to były ślady starożytnej cywilizacji, która zniknęła jak Atlantyda? Ale wstał dzień, więc dobiłem ostanie potwory i wróciłem do domu. Pomimo wielu dni na tym nieznanym lądzie jeszcze nie spotkałem żadnych opadów deszczu.Może to wina klimatu, może niedalekiej pustyni. Zaniosłem wszystkie zdobyte przedmioty do magazynu i zdrzemnąłem się.
____________________
Wpis 14
Zbudziłem się dokładnie o świcie. Wniosek był prosty – spałem cały dzień i całą noc. Ruszyłem do pobliskiego lasu narąbać trochę drewna. Zaszedłem dość daleko, nie widziałem już ani domu ani brzegu morza. W pewnym momencie usłyszałem warczenie. Miecz sam znalazł mi się w ręce, ale zobaczyłem tylko małego wilka, który nie atakował, a jedynie przyglądał mi się. Ostrożnie do niego podszedłem, ale ten ku mojemu dziwieniu usiadł i zaczął patrzeć na mnie tak urzekającym wzrokiem, że postanowiłem wrócić z nim do domu. Założyłem mu skórzaną obrożę, zabrałem zdobyte drewno i ruszyłem w stronę domu, a za mną pobiegł mój wilk. Zmontowałem mu prowizoryczną budę przed domem i nakarmiłem mięsem. Ufałem, że będzie mnie w nocy chronił przez napaściami potworów. Zrobiło się ciemno więc zasnąłem myśląc o wilkach, creeperach, o dziwnej sali i o tym, kto ją zbudował.
____________________
Wpis 15
Ranek. Słońce świecące dość mocno. Postanowiłem w końcu dokończyć mój dom. Wziąłem wiadro, wyszedłem na zewnątrz, obok mnie pojawił się mój wilk. Nazwałem go po prostu Wilu. Wsiadłem w łódkę, zapraszając Wila kością, jednak on nie chciał za nic wejść. Licząc, że podąży za mną lub zostanie na brzegu czekając na mnie, oddaliłem się od brzegu. Wilu wskoczył do wody i popłynął tuż za łodzią. Dotarłem do lawy, nabrałem do wiadra i ruszyłem z powrotem zabijając kilka świń. Wilu okazał się bardzo dobrym pomocnikiem w polowaniu. Jednak gdy w pewnym momencie dopadł nas creeper, musiałem sobie sam z nim poradzić. Nie wiem czemu Wilu mi nie pomógł, ale może to miało związek z jego wcześniejszym życiem. Niestety, tak jak ostatnio, w połowie drogi zrobiło się ciemno, więc znalazłem moją poprzednią kryjówkę, a Wila postawiłem na straży. Zasnąłem dość szybko, jednak nie martwiłem się o nic.
____________________
Wpisy 16-20
Wpis 16
Obudziłem się. Przetarłem oczy, usiadłem na łóżku i rozejrzałem się. Byłem w ładnym pokoju. Obok mnie stał stolik na którym leżało kilka książek, szklanka wody i telefon. Wstałem, podszedłem do okna i otwarłem je. Wychyliłem się i rozejrzałem wokoło. Byłem w wielkim mieście, na wysokości piętnastego piętra. Wróciłem do stolika, wziąłem telefon i zobaczyłem na ekranie ładną twarz. Nie wiem kto to, ale schowałem telefon do kieszeni i podszedłem do drzwi. Przyłożyłem ucho, żeby usłyszeć cokolwiek, ale nic nie usłyszałem. Otwarłem ostrożnie drzwi i przeraziłem się. Zobaczyłem trzy martwe ciała: młodej kobiety, tej, której twarz widziałem w telefonie, małej dziewczynki i niewiele starszego od niej chłopca. Szybko chwyciłem telefon i wykręciłem numer na policję. Przybyli po 10 minutach. Jeden z oficerów powiedział mi, że zostali zamordowani w nocy, a przy ich ciałach znaleziono kartki; na jednej był tekst „to za moją matkę”, na drugiej i trzeciej kolejno „to za moją córkę” i „a to za brata”. Nie wiedziałem, skąd to się wzięło, i kto to napisał, więc jedynie spisali ode mnie zeznania, w których wyraźnie powiedziałem, że nie pamiętam absolutnie nic przed obudzeniem się. (cdn.)
____________________
Wpis 17
(cd.)
Wyszedłem z domu i zacząłem iść przed siebie. Ludzie mijali mnie, oglądając się za mną, ale niewiele mnie to obchodziło. Dotarłem na brzeg morza. Niedaleko było molo, więc poszedłem tam i usiadłem na jego końcu, patrząc w wodę i zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Sięgnąłem do tylnej kieszeni. Znalazłem w niej portfel. Pusty. Nie wiem, jak długo siedziałem i zastanawiałem się nad sobą, ale wiem, że w pewnym momencie usłyszałem za sobą kroki. Poczułem mocne uderzenie w tył głowy i zapadła ciemność.
* * *
Otworzyłem oczy. Byłem znowu w swojej kryjówce, tuż obok mnie siedział Wilu i wyglądał na zaniepokojonego. Podniosłem rękę do czoła i poczułem, że jestem zlany potem. Po jakichś dziesięciu sekundach dotarł do mnie sens tego, co mi się przyśniło: właśnie dowiedziałem się, co działo się przed moim pojawieniem się tutaj. Pomimo szoku, jakiego doznałem, pomyślałem, że wolałbym nie wiedzieć jednak nic. Wylazłem spod ziemi, zabrałem wiadro lawy i poszedłem do domu, pogrążony w smętnych myślach. Wilu szedł obok mnie ze spuszczoną głową, jakby wiedział co mnie dręczy. Dotarłem do domu, zrobiłem resztę cegieł, ale nie miałem do tego serca. Świadomość, że miałem rodzinę i straciłem ją w taki sposób nie dawała mi zasnąć, nawet gdy księżyc był już w zenicie. W końcu jednak udało mi się ułożyć.
____________________
Wpis 18
Obudziłem się tylko dlatego, że Wilu lizał mnie po twarzy. Wstałem szybko i natychmiast dowiedziałem się dlaczego: pod domem stało około dziesięciu creeperów. Obległy wszystkie ściany, nie dało się wyjść w żaden sposób. Zacząłem gorączkowo myśleć, tworząc przy okazji masę strzał. Wreszcie wpadłem na pomysł. Wlazłem do mojej kopalni, Zszedłem jakieś 15 metrów pod ziemię i zacząłem drążyć prosto, byle tylko znaleźć się poza zasięgiem creeperów. Przeszedłem kawał drogi, Wilu szedł tuż za mną. W końcu zacząłem kopać w górę, żeby wyjść na powierzchnię. Tu czekała mnie przykra niespodzianka. Ledwo wysunąłem głowę z dziury, usłyszałem syk i poczułem, że uderzam głową w ziemię. Obudziłem się po kilku minutach. Tak, to był creeper. Wylazłem na powierzchnię, podszedłem do domu na tyle blisko, żeby creepery były w zasięgu strzał i zacząłem systematycznie niszczyć oblężenie. Skończyłem pod wieczór, więc tylko zebrałem to co zostało z potworów i wróciłem do domu.
____________________
Wpis 19
Kolejny dzień. Teraz już naprawdę straciłem orientację jeśli chodzi o czas pobytu tutaj. Moja amnezja dalej dawała o sobie znać, jednak praktycznie co noc miałem sny o wielkim mieście. Przy tym nie mogłem zapomnieć o tajemniczej sali, w której byłem jakiś czas wcześniej. Ale wstałem szybko i nakarmiłem Wila. Zrobiłem kilka stalowych kilofów i zszedłem do kopalni. Idąc coraz niżej, robiło się naprawdę gorąco. Zdjąłem koszulę. W ciemności zobaczyłem coś dziwnego – grzyby. Zebrałem je, z zamiarem ugotowania zupy grzybowej, gdy tylko nadarzy się okazja. Trafiłem na niewielki system jaskiń, w którym czekała mnie niespodzianka. Znalazłem dość wielkie jezioro lawy, a tuż obok niego skałę, w której migotały diamenty. Tak, diamenty! To miejsce jest naprawdę hojne. Ostrożnie, żeby nie uszkodzić nadmiernie kilofa, wykopałem je, nabrałem trochę lawy do wiadra i wróciłem na powierzchnię. Wszystko schowałem do magazynu; zastosowanie znajdę kiedy indziej. Po raz kolejny nakarmiłem Wila i ułożyłem się do snu.
____________________
Wpis 20
Postanowiłem wyruszyć w podróż. Sam. Nabrałem trochę wieprzowiny, założyłem zbroję, wziąłem ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i zabezpieczyłem dom. Następnie zdjąłem obrożę z szyi Wila i ruszyłem na wschód...
____________________
____________________
Wpisy 21-25
Wpis 21
Uzbrojony w kompas i łuk, zacząłem moją podróż. Już niedługo od wyjścia z domu doszedłem do brzegu morza. Było to naprawdę duże morze, przeciwnego brzegu nie widziałem. Zbudowałem tratwę, na niej postawiłem maszt z żaglem i wypłynąłem. Spędziłem na morzu cały dzień. Pod wieczór zacząłem szukać jakiejkolwiek wyspy, na której mógłbym spędzić noc. I nic. Woda była gładka jak tafla szkła, a niebo było czyste, więc nie martwiłem się o sztorm. Przywiązałem się do masztu i zasnąłem.
Obudziła mnie fala, która oblała mnie od stóp do głów. Zerwałem się na nogi. Obok mnie przepływała ławica latających ryb i polujących na nie orek. To uświadomiło mi, że jestem niedaleko regionu, w którym mogę znaleźć śnieg. Faktycznie, było zimniej niż w miejscu w którym mieszkałem. Postanowiłem jednak złowić kilka ryb, tak na zapas. Szybka robota i miałem gotowy harpun. Wycelowałem i pięknym rzutem złapałem dwie naraz. Zapakowałem do torby i zacząłem obserwować ryby. Niespodziewanie coś wyrzuciło mnie do przodu i jedyne co zdążyłem zauważyć to moja tratwa spadająca na mnie.
____________________
Wpis 22
Ból głowy. Zapach słonej, morskiej wody. Szum fal rozbijających się o brzeg. Otworzyłem oczy. Leżałem na małej skalnej wysepce, jednej z wielu wystających ponad wodę wokół mnie. Obok unosiły się szczątki mojej tratwy. Na szczęście, torba z wszystkimi rzeczami pozostała na moim ramieniu. Spojrzałem w górę. Ujrzałem stromy, wysoki klif. Rozejrzałem się wokoło. Nie było żadnej drogi prowadzącej w górę, widocznie to też było miejsce do którego nikt się nie zbliżał. Wyciągnąłem kawałek wieprzowiny i zjadłem go. Na razie nie pozostało mi nic innego poza czekaniem na koniec sztormu. (cdn.)
____________________
Wpis 23
(cd.)
Doczekałem się. Niestety dopiero po całym dniu. Moje podróże chyba... nie, na pewno przynoszą mi pecha. Skoczyłem do wody, złapałem się jednej z desek roztrzaskanej tratwy, i zacząłem płynąć w jedną stronę klifu. Po jakimś czasie ujrzałem plażę. Wylazłem na brzeg i ruszyłem w głąb lądu. Trafiłem do jakiegoś lasu. Niestety, zaczęło się ściemniać. Gorączkowo zacząłem szukać jakiejś małej kryjówki. Rozglądając się po drzewach, myśląc na które da się wspiąć, nagle wpadłem w jakąś dziurę. Pomimo bólu w nodze, na którą upadłem, poszczęściło mi się. Wyjąłem z torby trochę wełny i okryłem się nią, aby przeczekać noc.
____________________
Wpis 24
Obudziłem się w momencie kiedy słońce zaczęło świecić mi prosto w oczy. Wstałem i ruszyłem dalej. Las ten był strasznie cichy, może przez gęstość drzew i duży dystans od brzegu. Około południa rozpętała się burza. Zrobiło się ciemno, na tyle, że po chwili usłyszałem za sobą pająki. Zacząłem uciekać na oślep, ciachając mieczem po drodze wszystko co znalazło się w jego zasięgu, i nagle dotarłem do urwiska. Spojrzałem w dół, i zobaczyłem łagodne zbocze, jakieś 10 metrów poniżej pionowej ściany na której brzegu stałem. Zdesperowany, mając na karku ścigające mnie potwory, skoczyłem. Tuż za mną w drzewo uderzył piorun, odgradzając drogę pająkom płomieniami, w których stanęło drzewo. Ja tymczasem zacząłem się staczać w dół. W końcu teren się wyrównał i zatrzymałem się. Wstałem i zdałem sobie sprawę że pada śnieg – byłem w dolinie wypełnionej śniegiem i lodem. Straszny ziąb, ubrałem na siebie co tylko się dało i poszedłem dalej. W międzyczasie rozpogodziło się i wspiąłem się na niskie drzewo żeby się rozejrzeć. Okolica wydała mi się dziwnie znajoma. Ale zjadłem kolejną rybę i w końcu zaszło słońce. Wkopałem się trochę pod ziemię i zasnąłem.
____________________
Wpis 25
Tuż po świcie wstałem, wykopałem się na powierzchnię i ruszyłem dalej. Im dłużej się rozglądałem, tym więcej znajomych miejsc widziałem. Postanowiłem wspiąć się na jedno ze zboczy, aby po raz kolejny się rozejrzeć. Spojrzałem w dół. Byłem na szczycie góry, pod którą zbudowałem moje pierwsze mieszkanie! Zlazłem w dół i zbadałem jaskinię. Nic się nie zmieniła. Ale skoro już tu byłem, postanowiłem zbadać plażę na której się obudziłem. Znalazłem ją po krótkim czasie. Jednak wiatr od morza i woda zamazały jakiekolwiek ślady. Miałem już dość podróży, więc nie chciało mi się płynąć w kierunku, z którego przyniosło mnie morze. Słońce zaszło, a ja wróciłem do jaskini i poczułem się jak pierwszego dnia mojej przygody. Tym razem miałem ze sobą wszystko, co było potrzebne do przetrwania, więc nie martwiłem się, czy przeżyję do następnego dnia. Okryłem się wełną i zasnąłem.
____________________
Wpisy 26-30
Wpis 26
Wstałem szybko, i przypominając sobie kolejne miejsca w których byłem, ruszyłem z powrotem do domu. Minąłem nagie skały, dotarłem na plażę. Potem znowu las, jezioro, wyspa, kolejny las, w końcu pustynia, w której spędziłem noc. Z rana ruszyłem, i niedługo później moim oczom ukazał się – tak – mój kochany dom! Gdy tylko się zbliżyłem, usłyszałem szczeknięcie, i zza ściany wypadł Wilu. Czekał na mnie cały czas! Wyjąłem upolowaną rybę i dałem mu, samemu też się przy okazji pożywiając. Wróciłem do domu! Obejrzałem każdy kąt i wszystko było nietknięte. Jako że sen w podróży nigdy nie jest zbyt mocny, położyłem się do łózka i natychmiast zasnąłem.
____________________
Wpis 27
Obudziło mnie szczekanie Wila – był środek nocy. Zaraz jednak zorientowałem się, co się dzieje. Przed domem stał człowiek. Szok, którego doznałem, szybko ustąpił miejsca potrzebie wiedzy i chęci pomocy. Zaprosiłem go do domu, jednak ten się nie odezwał ani słowem. Spytałem czy jest niemy, kiwnął głową. Mimo to, wcale nie utrudniło nam to komunikacji. Dałem mu kawałek drewna i kredę znalezioną w ziemi. Po chwili już wiedziałem że nazywa się Antioch, na te ziemie dotarł przed kilkoma dniami, a z najbliższego cywilizowanego terenu podróżował przez miesiąc. Ja, ucieszony, że spotkałem w końcu jakiegokolwiek człowieka, oprowadziłem go po domu i przygotowałem łóżko dla niego. Natychmiast położył się i zasnął. Ja także wróciłem do łóżka i po chwili zmorzył mnie sen.
____________________
Wpis 28
Wstałem o świcie. Spojrzałem na posłanie mojego gościa i spostrzegłem że jest puste. Rozejrzałem się po domu, jednak go nie było, być może wyruszył w dalszą podróż. Ale coś mi nie pasowało. Magazyn był otwarty, a niektóre skrzynie niedomknięte. Błagając cały świat, żebym był w błędzie, przejrzałem wszystkie skrzynki i okazało się, że nie ma najpotrzebniejszych do życia rzeczy! Znikło całe mięso, trzcina cukrowa, którą zacząłem niedawno uprawiać, jabłka, a także żelazo, drewno, węgiel i diamenty. Wtedy podbiegł Wilu, i zaczął mnie szarpać za nogawkę. Wybiegłem za nim z domu, więc zaczął wąchać ziemię, i natrafił na ślad tego złodzieja. Biegłem dobre pół godziny, w końcu na horyzoncie ujrzałem człowieka, z wielkim worem na plecach. Dotarłem do niego i z całej siły uderzyłem pięścią w twarz. Zatoczył się, upadł, spojrzał na mnie ze złością, wypluwając krew z ust. Powoli się podniósł, i zaczął uciekać. Próbowałem go gonić, ale byłem już zbyt słaby. Wtedy wyprzedził mnie Wilu, skoczył i złapał tego drania za kaptur. To go spowolniło, więc dobiegłem, wyrwałem mu worek i kazałem odejść z tego terenu czym prędzej. Ten, widząc warczącego wilka, i mnie z nożem w dłoni, odwrócił się i odszedł wymawiając bluźnierstwa pod moim adresem. Ja sam, wiedziałem że straciłem możliwość powrotu do cywilizowanego świata, jednak nie chciałbym zadawać się z takim człowiekiem. Zawróciłem do domu, schowałem wszystko do skrzyń, tym razem dobrze je zabezpieczając i zająłem się codziennymi czynnościami. W końcu zrobiło się ciemno, więc postawiłem Wila na straży przed magazynem i zasnąłem.
____________________
Wpis 29
Pomimo kilku stawów i jeziorek wokół mojego domu, postanowiłem poszukać innego źródła słodkiej wody. Zacząłem się głęboko zastanawiać i w końcu wymyśliłem dwa źródła: wody głębinowe, i woda zbierająca się w kaktusach. Pierwszy sposób nie był specjalnie wielkim problemem, bo miałem dostęp do dużego systemu jaskiń, jednak żeby zyskać wodę z kaktusów, trzeba udać się na pustynię. Wiedziałem, że była jedna na południe od domu, jednak, o ile mnie pamięć nie myliła, nie było tam żadnej rośliny. Ten sposób musiałem więc wykluczyć. Zabrałem więc ze sobą kilka dużych wiader i ruszyłem w podziemia. Znalazłem pokaźne jeziorko podziemne, więc miałem nowe źródło czystej, pitnej wody. Wróciłem z tym na powierzchnię, idąc o wiele wolniej, gdyż miałem ze sobą kilkanaście litrów wody. Wsadziłem do skrzyń, i jako że zachodziło słońce, poszedłem spać.
____________________
Wpis 30
Wstałem o świcie, słysząc pianie koguta. Rozejrzałem się i ogarnęło mnie zdziwienie. Miejsce w którym byłem, ani trochę nie przypominało mojego domu nad brzegiem morza. Wszędzie była masa drogocennych kamieni, na podłodze dywany, obrazy na ścianach i inne cuda. Wyszedłem na zewnątrz i ujrzałem wioskę – zwykłą, mała wioskę, w której zwykli ludzie zajmowali się swoimi sprawami. Zanim zdążyłem podejść do kogokolwiek i spytać o cokolwiek, usłyszałem huk silnika. Spojrzałem w niebo i zobaczyłem samolot, który nagle zrzucił jakąś skrzynię. Wszyscy patrzeli jak spada w dół, i wtedy, tuż przy ziemi, rozbłysła oślepiającym światłem. Zasłoniłem oczy, poczułem że przelatuje przeze mnie dziwna fala energii i nagle usłyszałem charkot. Otwarłem oczy. Ludzie wokół mnie zaczęli się zmieniać. Ich skóra pozieleniała, oczy pociemniały i stały się czerwone, głosy zmieniły się. Każdy zmieniony kierował się ku najbliższemu jeszcze żyjącemu człowiekowi zabijając go. W pewnym momencie poczułem straszny ból rozrywający mnie od środka. Spojrzałem na swoje dłonie: ledwo widzącymi, puchnącymi oczami zdołałem zauważyć gwałtownie zieleniejącą skórę. Wtedy zapadła ciemność.
* * *
Obudziłem się zlany potem. Nie otwierałem oczu, bojąc się, że ujrzę nad sobą masę zombich, w których zmienili się ci wszyscy ludzie. W końcu poczułem zimny nos Wila na twarzy. Otwarłem oczy, jednak nie ruszałem się z łóżka – byłem z powrotem w swoim domu. Wiedziałem, że przed chwilą doznałem kolejnego snu wyjaśniającego wszystko, co mnie do tej pory spotkało, wiedziałem, skąd na tej ziemi wzięły się zombie, olbrzymie pająki i creepery, wiedziałem, czym była znaleziona przeze mnie komnata. Zwinąłem się w kłębek na łóżku, przytuliłem Wila, jednak nie chciałem już spać, było to dla mnie zbyt wiele jak na jedną noc. Przetrwałem tak cały dzień, w końcu, już poważnie zmęczony bezsennością, zasnąłem.
____________________
Wpisy 31-35
Wpis 31
Świt. Dziwne, bo pojawiła się bardzo gęsta mgła, jakiej jeszcze nie widziałem – ledwo mogłem dostrzec brzeg morza. Nie opłacało mi się wychodzić z domu, bo miałbym problem żeby wrócić. Postanowiłem po raz kolejny wybrać się w podziemia. Kopałem bardzo głęboko. W końcu, po dobrych kilku godzinach, zrobiło się na tyle gorąco, że pot zalewał mi oczy. W tym samym momencie, trałem na dziwny, czarny kamień – pomimo kopania przez dobre pięć minut, nie zrobiłem na nim ani jednej ryski. Zacząłem kopać na wprost. Nie wytrzymałem długo. Całkiem odwodniony, padłem na ziemię. (cdn.)
____________________
Wpis 32
(cd.)
Po raz kolejny – oślepiający ból głowy. Temperatura jakby się obniżyła. Podniosłem kilof, i zacząłem drążyć dalej. Znalazłem kilka diamentów, trochę złota i węgla. Postanowiłem w końcu wrócić, licząc, że mgła się rozproszyła. Im wyżej byłem, tym lepiej mi się oddychało, co uznałem za dobry znak. W końcu poczułem świeże powietrze – byłem na powierzchni. Odetchnąłem pełną piersią, i szybko wyjrzałem przez okno: mgła zniknęła, widziałem piękny zachód słońca. Zamknąłem magazyn, wsypałem trochę jedzenia do miski Wila, i ułożyłem się do snu.
____________________
Wpis 33
„Trzeba przeżyć, trzeba przetrwać” – ta myśl krążyła mi w głowie przez całą noc, dzięki czemu wstałem, nadal niewyspany, dopiero koło południa. Postanowiłem zbudować sobie mini farmę nad brzegiem morza. Zmontowałem sobie motykę do spulchniania ziemia, wziąłem trochę ziaren zdobytych wcześniej i ruszyłem na wybrzeże. Do nawadniania zamierzałem wykorzystać wodę morską, więc tylko zrobiłem przedziałki z ziemi, gdzie wysypałem ziarna. Obudowałem ściankami, a na górze zawiesiłem przygotowaną wcześniej siatkę, żeby żadne ptaki (swoją drogą nie widziałem tu jeszcze ani jednego ptaka) nie wyjadły mi ziarna. Spojrzałem z daleka na swoje dzieło i ogólny efekt mi się spodobał. Wróciłem do domu, jeszcze raz spojrzałem na farmę i wlazłem do łóżka.
____________________
Wpis 34
Postanowiłem zbadać najbliższe tereny, tym razem na zachodzie. Chciałem wyjść z domu, ale coś zwróciło moją uwagę: w ścianie domu była dziura – brakowało kilkunastu cegieł. Szybko wyszedłem z domu i zacząłem szukać jakichkolwiek śladów, mogących wyjaśnić, co się stało. Nie było śladu creeperów, zresztą one wybuchają tylko gdy zobaczą człowieka. Zombie nie są na tyle inteligentne, a wielkie pająki nie mają jak tego zrobić. Znalazłem porzucone cegły kilkanaście metrów od domu. Wziąłem je i wmontowałem z powrotem w ścianę. Spojrzałem na Wila, ale ten spał snem tak mocnym, że wydawało się, że się już nie obudzi. Odechciało mi się oddalać od domu, a tej nocy postanowiłem pilnować, i spróbować dociec, co się dzieje. (cdn.)
____________________
Wpis 35
(cd.)
Zapadła noc, a ja z kubkiem wody i kawałkiem chleba usiadłem przy oknie, aby obserwować teren przed domem. Przez godzinę było pusto i cicho. Wtedy w oddali pojawił się jakiś ciemny kształt. Zbliżył się, i zobaczyłem chmurę czarnego dymu, zbliżającą się powoli do mojego domu. Silny podmuch wiatru i dym się rozwiał. Zobaczyłem czarną, chudą postać, wysoką na jakieś trzy metry, z nienaturalnie długimi rękami i nogami. Szedł prosto w moją stronę, rozglądając się na wszystkie strony. W pewnym momencie odwrócił głowę do tyłu, cały czas idąc do przodu. Ja, sparaliżowany, przyglądałem się tej kreaturze, i próbowałem myśleć, co przypomina. I wtedy przypomniałem sobie legendę z dzieciństwa: mówiła o człowieku, albo czymś na jego kształt, z podobnie nienaturalnymi kształtami... Nazywał się... Enderman, albo jakoś tak. Ale to dalej nie zbliżyło mnie do odkrycia, skąd TO wzięło się na tej ziemi, przecież wcześniej się z tym nie spotkałem. I przypomniałem sobie tą dziwną mgłę sprzed paru dni. I jedyne co mi pozostało, to nie dopuścić, żeby ten stwór niszczył moje mieszkanie! Wziąłem miecz, założyłem na siebie zbroję, i po cichu wykradłem się tylnym wyjściem. Obszedłem dom naokoło, i dostrzegłem Endermana, jak wpatruje się w okno. Już miałem rzucić w niego nożem, ale ten spojrzał się na mnie. Jego wzrok był tak hipnotyzujący, że upadłem na kolana i spuściłem głowę. W momencie, gdy straciłem kontakt wzrokowy, poczułem, że znowu mogę się ruszać. Spojrzałem na niego jeszcze raz, wtedy on wypuścił smugę dymu, zatrząsł się i.. zniknął. Zacząłem się rozglądać naokoło, i zobaczyłem go za sobą. Szedł na mnie z rozwartą paszczą, wyciągając w moim kierunku ręce. Zasłoniłem oczy, i rzuciłem się na oślep, machając mieczem na wszystkie strony. Poczułem silne uderzenie w klatkę piersiową i odleciałem kilka metrów w tył. Przetoczyłem się za krzak i czekałem. Usłyszałem dziwny dźwięk, i już wiedziałem, co zrobię. Wyskoczyłem zza krzaka i rzuciłem z całej siły nożem w Endermana. Strzał jeden na milion – trafiłem go prosto w twarz. Ten stanął w miejscu, wypuścił ostatnią smugę dymu i rozwiał się razem z nią. Pozostawił po sobie tylko ciemnozieloną kulkę. Zabrałem ją jako trofeum, wróciłem do domu i poszedłem do łóżka.
____________________
Wpisy 36-40
Wpis 36
Tego dnia postanowiłem zbadać, czym jest owa kulka pozostawiona przez Endermana. Próbowałem ją przeciąć, rozgnieść, roztrzaskać, rozdeptać... Nic nie pomogło. W końcu wyszedłem na dwór, i z całej siły rzuciłem kulą w powietrze. Upadła kilkanaście metrów dalej. Nagle poczułem, że coś mnie ciągnie w tą stronę, poczynając od żołądka. Czułem się, jakbym się skurczył do wielkości piłeczki golfowej, po czym pojawiłem się w miejscu upadku kulki. Ta zniknęła, ale ja uświadomiłem sobie, że właśnie się teleportowałem. Teraz wiedziałem, jakim cudem Enderman zniknął poprzedniej nocy. Tak czy owak, ta kulka otwierała całkiem nowe możliwości walki z potworami. Mogłem polować na creepery, bez strachu, że wybuchną. Od tej pory postanowiłem co noc walczyć z Endermanami. Wróciłem do domu, i zająłem się zwykłymi, codziennymi sprawami. W nocy ruszyłem na poszukiwanie Endermanów...
____________________
Wpis 37
Z rana ruszyłem w podziemia, żeby zbadać tą tajemniczą komnatę, odkrytą jakiś czas temu. Wlazłem do jaskini, pozbyłem się pozostałych pająków i dotarłem do sali. Rozejrzałem się wokół. Mały pająk w klatce dalej tam siedział, co mogłoby wydać się dziwne, że nie umarł z głodu, ale mnie już nie było w stanie nic zaskoczyć. Skrzynki dalej stały. Nic się nie zmieniło, oprócz jednej rzeczy: w kilku miejscach na ścianach i podłodze pojawił się mech. Skoro mech to roślina, to znaczy że potrzebuje wody to wzrostu. A to z kolei oznacza, że gdzieś niedaleko musi być źródło wody. Zacząłem wykopywać podłogę – nie znalazłem nic. Wykopałem kawał skały na ścianach, i nic. Wtedy poczułem kroplę wody na czole. Spojrzałem w górę i już wiedziałem: nade mną znajduje się podziemne jezioro. Wiedziałem, że woda jest w stanie przebić się przez skały, więc nie chciałem, żeby mnie zalało. Odwróciłem się, chcąc ruszyć na powierzchnię, ale usłyszałem głośny trzask, a następnie szum. Obejrzałem się przez ramię i na sekundę nie mogłem się ruszyć: woda z jeziora przebiła skałę, sufit komnaty się zawalił, i jedyne co mi pozostało, to uciekać przed wielką falą. Nie przebiegłem nawet kilku metrów, gdy poczułem uderzenie wody w plecy. Przewróciłem się, a fala poniosła mnie w głąb jaskiń. W pewnym momencie poczułem, że spadam – woda wleciała do głębokiej dziury, a ja razem z nią. Uderzyłem w ziemię i straciłem przytomność. (cdn.)
____________________
Wpis 38
(cd.)
Otworzyłem oczy. Nie wiedziałem, ile czasu minęło od upadku, ale wiedziałem, że mam problem. Nie miałem pojęcia gdzie jestem, ani w którą stronę pójść. W dodatku było strasznie ciemno, ledwo widziałem swoje dłonie. Na szczęście miałem ze sobą zapas pochodni. Zaświeciłem jedną, i zmrużyłem oczy przed jasnym światłem. Rozejrzałem się. Znajdowałem się na dnie głębokiego podziemnego kanionu, ciągnącego się łukiem nie wiadomo jak daleko. Wyjąłem miecz, wiedząc, że w takich ciemnościach mogą się czaić różne niebezpieczeństwa. Podłoże było płaskie, co nie wróżyło dobrze – nie mogłem w żaden sposób wydostać się na powierzchnię. Ruszyłem przed siebie. Szedłem dobre kilka godzin, po drodze załatwiając różne potwory. W końcu dotarłem do końca kanionu. Usiadłem na kamieniu. Spojrzałem w górę i... zobaczyłem światło! To oznaczało, że mogę wyjść na powierzchnię. Pozostał tylko jeden problem: jak. Miałem ze sobą linę, ale była zbyt krótka. Zacząłem się rozglądać, i zobaczyłem schody. Nie wyglądały na naturalną rzeźbę terenu, tylko zbudowane przez kogoś. Wspiąłem się po nich i pierwsze co zrobiłem, to wystawiłem miecz, dopiero potem wyjrzałem na powierzchnię. (cdn.)
____________________
Wpis 39
(cd.)
Myślałem że śnię. Przed sobą widziałem małą wioskę. Kilka domków, coś na kształt wieży, farmy, studnie... Szybko wylazłem z dziury, i szybko, chociaż ostrożnie podbiegłem do jednego domu. Zajrzałem przez okno – w środku było pusto. Wszedłem do środka. Nikogo nie było ani wewnątrz, ani na zewnątrz, jednak na ścianach były półki z książkami, w kącie stało łóżko, ogólnie domek był bogato wystrojony. Wyszedłem na zewnątrz, aby zbadać inne budynki, i doznałem déjà vu. To samo miejsce widziałem w moim ostatnim śnie! Z tym że wtedy w wiosce byli ludzie, a na niebie pojawił się samolot. Szybko spojrzałem w niebo, jednak tym razem było czyste. Zajrzałem po kolei do wszystkich domków, w skrzyniach znalazłem nawet trochę cennych rzeczy. Jako że zaczęło zachodzić słońce, wlazłem do łóżka i szybko zasnąłem.
____________________
Wpis 40
Nadszedł czas na szukanie domu. W końcu to tam miałem wszystko, co było do życia potrzebne. Jednak nie wiedziałem, w którą stronę się skierować. Na zachodzie zobaczyłem kilka szczytów górskich, i postanowiłem udać się w tamtą stronę...
____________________
____________________
Wpisy 41-45
Wpis 41
Na początku szedłem dość długi czas przez pustą równinę. Nic, tylko wysoka trawa i dzikie świnie wałęsające się tu i tam. Potykałem się trochę o niewidoczne w trawie dziury, ale w końcu dotarłem nad brzeg rzeki. Góry były coraz bliżej. Ale rzeka była dość głęboka i bardzo rwąca. Za załomem słyszałem szum wodospadu. Postanowiłem sprawdzić, co jest dalej. Dotarłem w tamto miejsce i spojrzałem w dół – wodospad nie był specjalnie duży, ale w dole rzeka była dalej głęboka. Znalazłem kilka długich drągów i szybko skleciłem małą tratwę. Puściłem ją na wodę i wskoczyłem na nią. Niestety, wbrew moim założeniom, nie dotarłem się do drugiego brzegu, tylko zacząłem się zbliżać do wodospadu. Nie zdążyłem nic zrobić. Spadłem w dół. Na szczęście nic mi się nie stało, ale mimo to ledwo utrzymałem się na powierzchni. Wdrapałem się jednak na tratwę i siedziałem na niej, licząc, że rzeka doprowadzi mnie w jakieś miejsce, z którego będę mógł wrócić do domu.
____________________
Wpis 42
Trwało to bardzo długo. Nurt był na tyle rwący, że nie miałem szans zbliżyć się do brzegu, rzeka ciągnęła mnie dalej. Pożywiłem się uzbieranymi wcześniej drobnymi owocami, tymczasem rzeka skręciła, i zacząłem się oddalać od gór, do których zamierzałem się dostać. Nie widząc innego wyjścia, zeskoczyłem z tratwy i z całej siły usiłowałem dopłynąć do brzegu. Udało się! Cały przemoczony, wylazłem z wody i powiesiłem nieźle już podarte ubrania na gałęzi pobliskiego drzewa. Rozejrzałem się po okolicy. Kilka drzew, obok rzeka po której przed chwilą płynąłem, i w dalszym ciągu – góry. Bardzo wysokie góry, jednak byłem już na tyle blisko, że mogłem dostrzec czapy śniegowe na ich szczytach. Popołudnie minęło mi na poszukiwaniu jedzenia, a o zachodzie słońca wlazłem na drzewo z pełną torbą, i stwierdziłem, że pora spać.
____________________
Wpis 43
Klasycznie obudził mnie charkot zombich, palących się w promieniach słońca. Nadal nie mam pojęcia, skąd one się wszystkie biorą, skoro za dnia nie da rady spotkać ani jednego. Może chowają się po jaskiniach? Kto wie. Ale chcąc, nie chcąc, zeskoczyłem na ziemię, i ruszyłem w drogę. Z godziny na godzinę szczyty gór przybliżały się coraz bardziej. Mimo to, kawał drogi jeszcze był przede mną. Po dniu, który upłynął bez większych przygód, usnąłem w małej jamie, a rankiem ruszyłem dalej. Idąc i rozglądając się wokół, nie patrzyłem pod nogi – w pewnym momencie nie poczułem gruntu pod stopami i spadłem do małej jaskini. Chciałem wstać.. ale nie mogłem. Byłem zaplątany w gęstą i grubą sieć pajęczą. Zacząłem się szamotać, próbując chwycić miecz, który miałem za pasem, bez skutku. W pewnym momencie usłyszałem chrzęst. I już wiedziałem. W końcu dopadły mnie pająki. Udało mi się skręcić głową tak, że mogłem je zobaczyć. Jak zawsze, wielkie, ośmionogie pająki, o ogromnych, świecących czerwonych oczach. Jednak.. coś mi nie pasowało. Nie były tak duże jak te, które zazwyczaj napadały mnie nocą, i miały lekko zielonkawy odcień skóry. Słyszałem, jak coś świszczą między sobą, kręcąc się wokół mnie. Wtem nastała cisza. Wszystkie oczy wpatrywały się we mnie, a było ich sporo. I niespodziewanie trzy pająki podbiegły do mnie, szybko oplątały siecią tak, że nie mogłem się ruszyć, pozostawiając nieowiniętą jedynie głowę, i zaniosły w ciemność. (cdn.)
____________________
Wpis 44
(cd.)
Było strasznie ciemno. Nie sposób było stwierdzić, jak daleko od powierzchni jestem, jedyne co rejestrowałem, to chrzęst, jaki wydawały pajęczaki, i ich świecące oczy. Po dłuższej chwili zobaczyłem słabe światło na końcu tunelu. Stwory dotarły w końcu do jego źródła: Była to ogromna podziemna jaskinia, wypełniona stalaktytami i stalagmitami, wokół których zostały rozpięte sieci. Delikatne, błękitne światło wydobywało się z małych grzybów, zwisających gdzieniegdzie ze ścian i sklepienia. Trzy pająki które mnie niosły, przeszły przez całą jamę, reszta rozeszła się, i razem z wszystkimi innymi obserwowały mnie. Zostałem zataszczony do wąskiego tunelu, i położony w małej wnęce. Pająki zachrzęściły i odeszły. Mnie pozostało tylko myśleć, jak nie zginąć w żołądkach ogromnych owadów. Byłem nadal ciasno opięty w kokonie, ale czułem miecz uwierający mnie w plecy. Mógłby przeciąć pajęczynę, i wtedy byłbym wolny. W teorii, bo nie byłbym splątany gęstą siecią, mimo wszystko musiałbym przebić się przez chmarę ogromnych pajęczaków. Ale z trudnością podczołgałem się do ściany, i zacząłem próbować ocierać się o nią plecami, żeby ostrze miecza rozerwało gruby kokon. Po kilkunastu długich minutach poczułem niewielki luz, więc zacząłem się po cichu szamotać, byle uwolnić ręce. Udało się! Szybko wyciągnąłem miecz, i rozciąłem resztę sieci blokującej mi nogi. Mogłem zacząć uciekać... (cdn.)
____________________
Wpis 45
(cd.)
Zakradłem się cicho do wylotu z tunelu, i zajrzałem do jamy. Pająki mnie nie zauważyły, i całe szczęście, bo wtedy na pewno byłoby już po mnie. A przecież jasne było, że świetnie widzą w ciemności, mieszkając głęboko pod ziemią. Musiałem coś wymyślić, by je wystraszyć. I niemal od razu wpadłem na pomysł. Światło! Jaskrawe światło powinno spowodować, że uciekną. Oczywistą rzeczą jest, że jasne światło razi w oczy przyzwyczajone do ciemności. Musiałem tylko wykombinować drogę pozyskania światła. Spojrzałem na najbliższe skupisko grzybów. Nie świeciły mocno, ale widziałem, że w ich środku pływa iluminująca ciecz, którą mogłem wykorzystać. Ale nie mogłem od tak wyjść, i zerwać kilka grzybów. Musiałem odwrócić uwagę pająków. Znalazłem nieduży kamień, i modląc się, żeby mi się udało, zamachnąłem się i rzuciłem. Upadł z hałasem na drugim końcu komnaty. Zgodnie z moimi przewidywaniami, chmara pająków rzuciła się w tamtym kierunku, a ja szybko zerwałem kilka grzybów, i wróciłem do kryjówki. Rozciąłem grzyby i zanurzyłem w cieczy ostrze miecza. Z miejsca zaczęło świecić, i to nawet mocno. Uzbrojony podwójnie, w światło i ostrze, mogłem uciekać. Po cichu zacząłem się skradać w kierunku jaskini. Trzymając miecz za sobą, starałem się nie zwracać na siebie uwagi. Będąc w połowie drogi nadepnąłem na coś. Chrupnęło, i zaległa cisza. Już wiedziałem. Zobaczyły mnie. Pobiegłem przed siebie tak szybko jak nigdy, wymachując na oślep mieczem, przed którego blaskiem pajęczaki próbowały umknąć. Trafiłem z powrotem do tunelu prowadzącego na powierzchnię, i dalej ciachałem na prawo i lewo, byle tylko pozostać poza zasięgiem ataku wielkich stworów. W końcu zobaczyłem światło, które jaśniało z każdą chwilą. Nie przestając biec, wyjąłem z kieszeni kawałek liany, którą miałem przy sobie, i gdy tylko ujrzałem nad sobą niebo, rzuciłem nią, by wydostać się z dołu. Zahaczyła się o coś, i resztkami sił wciągnąłem się po niej do góry. Pająki pozostały w dole, nie śmiąc wyjść na słońce. Byłem wolny.
____________________
Wpisy 46 - 47
Wpis 46
Po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej w stronę szczytów górskich. Po dniu drogi byłem u podnóża. Przespałem się. Budząc się o wschodzie słońca ujrzałem interesującą rzecz: promienie słońca padały prosto do wejścia do jaskini, której wieczorem nie dostrzegłem. Zbliżyłem się, i stwierdziłem, że to nie jaskinia – wejście było wyżłobione ludzką ręką, miało nawet zdobienia w kształcie pająków wokół. Nie mogłem się spodziewać po tym niczego dobrego, jednak mój miecz nadal świecił. Stał się podwójnie przydatny, i całe szczęście. Nie widząc innych dróg wokół gór, lub takich wiodących na szczyt, wziąłem głęboki oddech i zagłębiłem się w ciemność. Wyciągnąłem miecz i rozejrzałem się po korytarzu. Tak jak podejrzewałem, wyglądało to na dawno opuszczoną kopalnię. Sufit był gdzieniegdzie wspierany drewnianymi belami, a co jakiś czas pojawiały się odchodzące prostopadle rozgałęzienia. Postanowiłem trzymać się jednak głównego szlaku, licząc, że wyprowadzi mnie z drugiej strony. Po pewnym czasie dotarłem do końca korytarza. Rozejrzałem się, mając nadzieję na jakieś rozwiązanie, i natychmiast je znalazłem. Korytarz ciągnął się dalej, ale nieco wyżej. Nie było żadnych schodów, nie sposób było się tam dostać bez drabiny lub liny. Miałem tą drugą, więc zarzuciłem, i czekałem aż się o coś zaczepi. Spadła do mnie. Próbowałem tak kilkukrotnie, z takim samym efektem. To znaczyło, że muszę wykombinować inny sposób, w przeciwnym wypadku musiałbym się wrócić. Usiadłem i pożywiłem się, myśląc nad rozwiązaniem. Spojrzałem na jeden z kawałów drewna podtrzymujących sufit. Gdyby z niego zrobić drabinę... Niestety ściana była dość wysoka, i pojedynczy by nie wystarczył. Musiałem użyć przynajmniej dwóch. Wstałem, i wyrąbałem mieczem jeden z nich. Sklepienie się utrzymało, uznałem to za dobry znak. Ale i tak postanowiłem jeden pozostawić, tak na wszelki wypadek. Mając już dwa, lekko je skróciłem żeby zrobić stopnie. Powiązałem całość kawałkami liny i gotowe. Postawiłem przy ścianie i wdrapałem się do góry. Natychmiast padłem i zasnąłem.
____________________
Wpis 47
W końcu się obudziłem. Nawet nie wiem po jak długim czasie. Wstałem i ruszyłem dalej. Otoczenie się nie zmieniało, to nadal była ta sama, starożytna kopalnia. Czasami korytarz zakręcał, przez co nie mogłem widzieć, co jest na końcu drogi. Brak potworów trochę mnie niepokoił, ale dzięki temu mogłem przeznaczyć całą energię na marsz. Kilka razy przeszedłem nad przepaścią, raz nawet upuściłem w dół kamień, żeby sprawdzić, jak jest głęboka. Szedłem równym krokiem tak jeszcze dobre kilka godzin, w końcu przystanąłem. Dotarłem do końca tunelu. Dalej był tylko ogromny, bardzo głęboki krater. Nadal jednak byłem pod ziemią, więc wyglądało to tak, jakby ktoś zalepił sklepienie. Jedyne co dawało jakiekolwiek źródło światła, to maleńka dziura w sklepieniu, przez którą wpadało światło z powierzchni. Do dało mi do zrozumienia, że nie jestem tak głęboko, jak myślałem. Usiadłem na brzegu urwiska, i zacząłem się rozglądać. W ścianie krateru, na mojej wysokości zauważyłem dużo innych dziur. To pewnie kolejne korytarze kończące się tutaj. Jednak nadal nie widziałem drugiego końca krateru. Nie miałem pojęcia, czy jest tam dalsza droga, czy znowu wpadłem w ślepy zaułek. Oparłem się o ścianę i drzemnąłem.
____________________